Rozdział 35

66 4 0
                                    

- Wstawaj Hope! Musimy się zbierać! - do ucha krzyczała mi Abe. Obudziłam się ale nawet nie wiedziałam kiedy wczoraj zasnęłam.
- Trzymaj, przebierz się - podała mi czarne leginsy i czarną bluzę z kapturem
- Hehe. Na czrno, jak w tych wszystkich tajnych filmach - próbowałam rozluźnić sytuację,która była wyjątkowo gęsta już odkąd otworzyłam oczy.
- Nie czas na żarty Hope! Dzisiaj jest ciężki dzień... - nagle posmutniała
- Co jest Abe?
- Nic.
- Co do kurwy nędzy się stało?! Widzę, że nie jest dobrze...
- Chłopaki się nie odzywają. Próbowałam z nimi nawiązać kontakt, ale...
- Nie odpowiadają - dokończyłam - Już się zbieram i idziemy do tej... do tej tam jaskini?- kiwnęła głową. Szybko wskoczyłam w ubrania. 15 minut puźniej byłyśmy już przy jaskini.
- Wchodzimy? - zapytałam
- Tak. Idę pierwsza ty chodź za mną. - Nie odpowiadając zrobiłam co mi kazała. Weszłyśmy w głab jamy. W ciemności dostrzegłam znajomą mi postać.
- Dreak! - rzyciłam się na szyję chłopaka.
- Tak się cieszę, że nic wam się nie stało - w jego głosie słychać było wyraźną ulgę.
- Gdzie reszta? - spytałam zdezorientowana
- Oni... ich nie ma...
- Jak to nie ma?! Co się stało!!???!
- Spokojnie... żyją, ale tamci ich gdzieś wywieźli... od kilku godzin staram się ich namierzyć
- No ii!! I co udało ci się?! - krzyknęłam zdenerwowana
- No właściwie... to niby tak... ale wszystko wskazuje na to, że są w lesie oddalonym o jakieś 1000 km stąd..
- No to na co my jeszcze czekamy?! Ruszajcie się. Trzeba im pomóc!!!
- Nie tak szybko. Oni właśnie tego chcą... żebyśmy tam wpadli a oni będą mogli zrobić nam co tylko chcą...
- No to oddajmy im tą kasę. Poproszę rodziców. Wezmą kredyt i wszystko będzi dobrze - mówiłam próbując przekonać samą siebię
- Nie Hope! To już nie chodzi tylko o kasę! Ich imię zostało zbrukane! Oni tak łatwo nam już nie odpuszczą...
- Jak sobie chcecie! Ja nie zamierzam siedzieć bezczynnie! - już zbierałam się do wyjścia kiedy chłopak złapał mnie za dłoń
- Nawet nie wiesz gdzie masz jechać!
- To co! Poradzę sobię! - próbowałam wydostać się z jego uścisku
- Nie! Przyda ci się pomoc! - krzyknął - Abe zostaniesz tu i będziesz nas informowała czy się gdzieś przemieszczają.- poinformował dziewczyną na co tylko kiwnęła głową. - I co zadowolona?! - warknął
- Tak. I myśl sobię co chcesz, ale ja nie zamierzam siedzieć bezczynnie, gdy im można jeszcze pomóc!
- Ale pomógłbym im tylko, że na sokojnie! Muszę wszystko przeanalizować, a z tobą... Yhhhh!!! - widać, że się wkurzył. Nic mu nie odpowiadając ruszyłam przed siebię. Wyszłam z jaskini i skierowałam się do auta, które jak się okazało stało zaledwie 500 metrów od jamy. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy.

- Jesteś głodna?
- Nie, dzięki. - Skłamałam ale mój brzuch szybko mnie zdradził
- Czyli jesteś.
- Nie! - oburzyłam się. Przez kolejne 5 kilometrów się nie odzywaliśmy. Dojechaliśmy przed jakiś budynek.
- Chodź. - rozkazał
- Już jesteśmy?
- Nie. No chodź. - ruszyłam za chłopakiem. Okazało się, że była to mała knajpka.
- Mówiłam , że nie jestem głodna. - powiedziałam po skończonym posiłku.
- Jakoś tego nie zauważyłem. Zajadałaś aż uszy ci się trzęsły.
- Dobra, koniec tego dobrego. Ruszajmy. - Zapłaciliśmy za posiłek i ruszyliśmy.

- Tak... Yhmm... Co kurwa?!.... dobra... Narazie.
- To Abe?
- Co?!
- To Abe dzwoniła?
- Tak.
- No i co?! I co mówiła?!
- Że gdzieś pojechali...
- Coś więcej?! Gdzie dokładnie?
- Nie wiem, ale pojechali już o kolejne 500 km dalej...
- Co?! Tak szybko się poruszają?!
- Nie. Abe nie mogła się do nas dodzwonić. - Jechaliśmy jeszcze przez kilka godzin,kiedy Dreak zdecydował, że pora odpocząć. Zajechaliśmy pod jakiś stary motel.
- Musimy trochę odpocząć... dlatego zostaniemy tu do jutra. Poza tym robi się już puźno.
- Okey... - powiedziałam zrezygnowana, gdyż wiedziałam, że to nawet dobry pomysł. Chłpak był zmęczony a prowadzenie auta napewno by mu źle zrobiło...

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz