Rozdział 2

319 8 0
                                    

Obudziłam się rano. Nie pamiętałam kiedy zasnęłam więc szybko sprawdziłam telefon: " Zasnęłaś na trzeciej komedii. Ty i ta twoja słabiutka głowa. W każdym bądź razie wyłączyłam wszystkie urządzenia i poszłam do domu. Kocham cię dupo. Do zobaczenia jutro. Meg. " Ooo, teraz to napewno wiem, że jest moją najlepszą przyjaciółką. Odłożyłam telefon na biurko po czym skierowałam się do łazienki. Przemyłam twarz, umyłam zęby, wybrałam z szafy czarne jeansy i bardzo jasny różowy sweterek. Założyłam czarny, gruby zegarek, a na nogi włożyłan bordowe conversy i wyszłam z domu.

- Hope! A torba! - krzyknęła mama.

- Chyba plecak. - uśmiechnęłam się do niej i pocałowałam w policzek.

- Wiesz i tak sądze, że powinnaś w końcu nosić torby.

- Wiem mamuś! - krzyknęłam na wychodne.

-Po chwili byłam już u Meg.

- Wstawaj śpiochu! - powiedziałam, a ta zerwała się na równe nogi. Wyglądała przekomicznie.

- Boże Hope! Nie rób tego! Nigdy więcej! O a swoją drogą świetnie wyglądasz.

- Taa jasne. Wiem, wiem to ta moja ponad przeciętna uroda. Bez niej te wszystkie ciuchy nie wyglądałyby tak kusząco. - spojrzałyśmy się na siebie i zaczęłyśmy się śmiać.

- I tak wyglądasz cudnie, a twoja uroda kusii...

- Dobra nie żartuj sobie. Ubieraj się. - godzinę później Meg wyszła z łazienki ubrana w czarne body z rękawkami i dekoltem z koronki, bordową, rozkloszowaną spódnice i czarne rajstopy. Założyła także ciemne, zamszowe szpilki by być równą ze mną.

- Wyglądasz bombowo! Dziewczynoo!

- Jak zawsze Hope. Jak zawsze. Jedziemy dzisiaj twoim?

- No pewnie, a po szkole jedziemy do kawiarni. - uśmiechnęłam się. Miałam Mini Cooper'a , dostałam go od taty tak bez powodu. Meg miała Audi A7, ale i tak wolałam jeździć własnym autem. Podwożę ją już tydzień do szkoły, więc zapewne w następnym będzie chciała ona prowadzić. Zawiozłam Megan pod szkołę po czym podjechałam pod swoją. Weszłam do niej i wybrałam książki z szafki. Zadzwonił dzwonek więc pobiegłam szybko do sali. Usiadłom obok Sue. Do sali wszedł profesor Mulligan. Podał temat lekcji i zaczął o nim opowiadać  kiedy drzwi otworzyły się, a do sali wszedł ten chłopak, w którego ostatnio przywaliłam.

- Dzień dobry. Czy to lekcja pana Mulligana?

- Tak. Nowy uczeń?

- Tak.

- Więc jesteś usprawiedliwiony. Siadaj do ławki i nadrób to co do tej pory opracowaliśmy- kurde! Jedyne wolne miejsce znajdowało się obok mnie. Ale z drugiej strony... to przecież nic złego.

- Hej. Mogę zeszyt?

- Yhm. - Teraz przyjżałam mu się bliżej, choc byłam dalej niż wczoraj. Miał długą, czarną grzywkę zaczesaną do góry i nieco krótsze włosy po bokach głowy, były ułożone w nieładzie. Miał czarne oczy, co mnie bardzo zaciekawiło bo do tej pory nie widziałam jeszcze nikogo z takimi. Był umięśniony  ale nie był "pakerem" co oczywiście tłumaczyło jego biegi.

- Wiem, że jestem przystojny, ale gdy tak mi się przyglądasz to także nam ochotę zrobić to samo, a mam jeszczę spory kawałek zeszytu do przepisania - dupek. Pomyślałam. Musiałam się chyba zarumienić bo się uśmiechnął.

- Przepraszam. - wycedziłam po czym zwróciłam uwagę na pana Mulligana. Po skończonych zajęciach poszłam wymienić książki. Stałam przy szafce, kiedy obok stanął ten sam chłopak.

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz