Stałam przed brązowym, drewnianym domkiem z bordowymi drzwiami, za którym roztaczał się piękny las, natomiast przed nim było czyste, niebieskawe jezioro.
- Oaza spokoju hmm?- z zamyśleń wyrwał mnie Miki
- Tak. Tego potrzebuję. - uśmiechnęłam się i przytuliłam chłopaka.
- Już nie długo nie będzie taką "oazą spokoju"
- Co?! Dlaczego?!
- Spokojnie. Wszystko w swoim czasie Mała.
- Ej ty! - dźgnęłam go palcem w brzuch - co za Mała?! I dlaczego ciągle macie przede mną jakieś tajemnice?!
- No Mała, Mała. Takie przezwisko. A z tymi tajemnicami to... no nie możemy ci niczego zdradzić.... o, a właściwie to niespodzianka, także...
- Dobra, dobra. Wiecie, że nie lubię niespodzianek. A z tą Małą to chyba nie do końca co...?
- Dlaczego nie dokońca?!
- Człowieku mam1,72 m.
- A ja 1.93.
- No iii?!
- No i jesteś dla mnie mała. A teraz chodź pokażę ci twój pokój. - Posłusznie skierowałam się do domku.
- Mamy mały problem... - Powiedział Ash.
- Hmm. Jaki?- zpytała Abe z jabłkiem w dłoni
- Są tylko 3 pokoje, a nas jest 5...
- To nie problem. Proste. Ja śpię z Hope, a wy się ugadujcie. - wzruszyła ramionami. Wyszło na to, że Michael śpi z Ashem a Dreak sam. Siedzieliśmy teraz w salonie pożerając chipsy i oglądając jakieś bezsensowne seriale, które straciły na ważności jakieś 10 lat temu.
- I jak? Podoba ci się tu? - zapytał Dreak kiedy braliśmy kolejne paczki przekąsek z kuchni.
- Może być...
- Coś nie tak?
- Nie, no w porządku...
- Przecież widzę...
- No bo obiecałam sobię, że zapomnę, że nie zepsuję wam tego wyjazdu, ale jakoś nie mogę...
- Chodź ze mną do pokoju.
- Co?! Nie Dreak ja..
- Nie chodzi mi nic po głowie. Spokojnie. - podał mi dłoń. Poszliśmy na górę omijając ciekawe i roześmiane twarze naszych znajomych. Wchodząc po schodach czułam się źle. Nie wiem to może strach. Może nie powinnam tam wchodzić... Otworzył drzwi pokoju
- Wejdź - spojrzałam na niego nie pewnie - no już... szybko - zrobiłam co kazał. Moim oczom ukazał się... Dean. Co?! Dean!! Nie kurwa nie!!! Znowu haluny!!! Zbiegłam szybko na dół. Byłam roztrzęsiona, spanikowana, a z oczu płynęły mi łzy.
-I jak? - krzyknął Miki
- Nie widzisz debilu!- spiorunowała go wzrokiem Abe - patrzcie coście zrobili! A mówiłam, że nie jest na to gotowa! - przytuliła mnie. Po 5 minutach uwolniłam się z jej uścisku. Otarłam policzki i spytałam
- Ejj... Wy też to widzieliści?
- Tak Hope, widzieliśmy, widzimy i będziemy widzieć, ale to nie to tylko... to osoba. To...-Abe próbowała posklejać swoje myśli do kupy
-To Dean! Nie mów, że go nie widziałaś?! Ale dziewczyno wymiatasz! Takiej reakcji to się nie spodziewałem.
- Miki ty idioto! - wrzasnął Ash - to nie są żarty. Ona naprawdę to przeżywa...
- Czyli tam... tam na górze jest mój... jest Dean?
- Obecnie Max Black. - usłyszałam jego głos. Stał tuż za mną. - Tak. Też w prawdzie nie spodziewałem się takiej reakcji. Myślałem, że zrobisz mi to co tym wszystkim gościom z klubu albo, że chociaż z plaskacza mi walniesz, a ty zbiegłaś na dół.
- Co?! To ty żyjesz?! - dotknęłam jego twarzy. Była taka miękka, taka jego
- Jak widać. Cały i zdrowy. Ale Hope, kochanie proszę wybacz mi...
- Dlaczego mi to zrobiłeś?! Skąd wiesz o tych chłopakach?! Wiesz co przeżywałam! I powiedz jeszcze, że oni o wszystkim wiedzieli?!!? - obejrzałam się by spojrzeć im prosto w oczy. By zobaczyli jak bardzo mnie tym zranili, ale ich już nie było. Pewnie wyszli do kuchni jak gapiłam się na Deana, a nie sory... na Maxa Blacka!
- Daj mi wyjaśnić... proszę...
- Dobrze, słucham. Chyba po to tu jestem.
- Dobrze zacznijmy od samego początk.
- No raczej... - przerwałam mu zirytowana, ale on mówił dalej
- Pojechałaś do babci. O pierwszej miał zacząć się wyścig, lecz przed nim zadzwonił do mnie Rick, wtedy gdy jeszcze byłaś u mnie. Powiedział, że to wyścig na śmierć i życie. I nie żartował. Przyjechałem godzinę wcześniej. Okazało się, że on nie przyjechał sam tylko z tymi ludźmi przez których zerwałem z tobą. Wiedzieli, że to zrobiłem, że to zwykły podstęp. Powiedzieli, że dzisiaj jeżdżę dla nich. Wygram, oni zabierają kasę i motor, a ja zostaję z gołą dupą na lodzie. Powiedzieli też, że zabiją ciebię i moją rodzinę jak się nie zgodzę. Wyśmiałem ich i wystartowałem dla siebie. Nie dla nich. Podczas jazdy Abe poinformowała mnie, że to nie są żarty i, że oni już jadą po ciebię. Nie pozostawało mi nic jak tylko upozorować własną śmierć. Nie liczyłem się wówczas z kosztami jakie ona przyniesie.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałam szlochając - I tak nic by mi nie zrobili...
- Zrobiliby. Pokazaliby tym, że nie są "mięczakami". Znając ich porwaliby moją rodzinę i oczekiwali, że będę współpracował z nimi tylko po to by ich ocalić. Moja śmierć dała im jasno do zrozumienia, że jak nie ma mnie to i oni nie odzyskają swojej kasy, którą zresztą uczciwie wygrałem. Od tamtego momentu ja, ty i maja rodzina staliśmy się wolni...
- I co ja mam z tobą zrobić Maxie Blacku? - złapałam go za koszulę i przyciągnęłam do siebię. Z oczami pełnymi łez pocałowałam go najmocniej jak tylko potrafiłam.
- Czyli to oznacza, że mi wybaczasz? - kiwnęłam tylko głową i ponowiłam pocałunek. Tak bardzo tego pragnęłam... jego słodkich, soczystych ust. Mimo niechęci oderwałam się od niego.
- A tak swoją drogą, to skąd wiesz o tych chłopakach?
- Śledziłem cię Hope. Nie puściłbym cię samej. Martwiłem się tylko ilością alkoholu, który w siebie wlewałaś... Kiedy pierwszy raz się upiłaś i ten gość zaczął ciebie obmacywać już miałem mu przypierdolić ale... ty mnie uprzedziłaś.
- No właśnie. Dlaczego się nie pokazałeś wcześniej?
- Nie mogłem. Nie żyłem, a Max jeszcze nie istniał. Ale wtedy, w kinie ja... ja musiałem ciebie zobaczyć.
- I tak nie będę do ciebię mówiła Max. To po pierwsze, a po drugie to ta cała sytuacja z kinem i tak dalej była wymyślona przez ciebie?
- Yhmm... nie mogłem patrzeć jak się staczasz. No i oczywiście chciałem się na ciebię napatrzeć, a taki seans dwu godzinny to spełniał. Oczywiście w małym stopniu...
- A co z mamą? Zamierzasz jej powiedzieć?
- Jeszcze nie wiem. Nie myślałem nad tym.
- Musisz! Wiesz jak ona to przeżyła.
- Wiem. Byłem na swoim pogrzebie... iii nie chcę, to znaczy nie wiem czy powinienem jej o tym mówić. Nie wiem jak by zareagowała
- Napewno lepiej niż ja. A i powinieneś jej to powiedzieć.
- Dlaczego?
- Jak myślisz co by pomyślała, albo co by zrobiła jak zaczęłabym się kręcić w naszych okolicach z chłpakiem, który jest łudząco podobny do jej syna?
- Ohh... no tak... Powiem jej jak tylko wrócimy znad jeziora. - nic mu nie odpowiadając pocałowałam go delikatnie w usta.
- Dobra a teraz możecie już przyjść! - krzyknęłam do naszych znajomych. Kiedy byli już na miejscu zaczęłam z nimi rozmawiać - Abe. Zaczniemy od ciebię. Brawo dziewczyno masz niesamowity talent aktorski. Świetnje udawałaś płacz, ta utrata, ten bół.. no brawo!
- ja.. ja
- Ciii! Nie przerywaj mi. Teraz Miki. A ty wręcz odwrotnie. Jesteś kiepskim aktorem. Teraz kiedy tak na to patrzę widzę to bardzo dobrze. Niech zgadnę. Wtedy kiedy byłam u was w domu, a ty po swej jakże przejmującej wypowiedzi do mnie, uciekłeś do pokoju to zapewne: po pierwsze był tam Dean, a po drugie i najważniejsze po prostu nie potrafiłeś być poważnym? - kiwnął jedynie głową. Ciągle mówiłam poważnym głosem, pełnym wyrzutów - No tak. Spodziewałam się tego. Ash ty debilu! Tak mnie pocieszał, taki był zacofany,taki kochny. Nie złe ziółko z ciebie. No i nasz kochany Dreak. Spoko, rozumiem, że Dean jest twoim przyjacielem, alę żeby zaraz mnie tak oszukiwać. Nie ładnie! - pogroziłam palcem - Widziałeś jak się wiję z bólu, jak każdego dnia usycham... jak mi było ciężko! - wybucham płaczem - Dobrze, dobrze. Już koniec. I to dosłowny. Mnie i Deana już nie ma. I nas wszystkich też nie!
- My. My przepraszamy. My nie chcieliśmy. To wszystko wina Deana. Go zostaw ale od nas nie odchodź! - krzyczęli jeden przez drugiego. Ich miny były bezcenne. Pokręciłam tylko głową i zaczęłam się śmiać! To był śmiech niekontrolowany. Leżałam na podłpdze i turlałam się ze śmiechu.
- Hu! - powiedziałam wycierając spod oka niewidzialną łzę - Że wy nie widzieliście swoich min! hahahaha. BEZCENNE!!!
- ohhh ty małpo! - oberwałam poduszką od dziewczyny
- No co?
- Jajcoo! Czyli co? wszystko dobrze?
- Mam taką nadzieję. Kocham go i cieszę się tym, że żyje, a to co zrobił... no cóż robił to także dla mnie.
CZYTASZ
Hope
Teen FictionNie wszystko w życiu wychodzi tak jak chcemy. Ale to dzięki naszym przyjaciołom potrafimy sobię z nim radzić. Poznajcie losy Hope, wprowadzcie się w stan odprężenia, wzniesień i upadków miłosnych oraz w ten błogi nastrój zaczytania z tą książką.