Rozdział 11

140 6 0
                                    

- Hope wstawaj?

- Już wstałam mamo! - Jest piątek. Dzisiaj nie idę do szkoły bo mam umówioną wizytę u psychologa. Nie biegałam od tygodnia, więc postanowiłam, że zrobię to dziś. Wybiegłam z domu i skierowałam się w stronę parku.

- Założyłaś spodenki? - usłyszałam znajomy głos za plecami.

- Tak. Ciepło jest.

- Dokąd biegniesz? - ruszyłam ramionami

- Przed siebię. Pewnie do parku.

- Jedziesz dzisiaj ze mną do szkoły?

- Nie. Nie dam rady...

- Hope! Obraziłaś się?!

- Nie Dean. Wszystko w porządku.- wyciągnęłam czekoladę z kieszeni i przystałam na chwilę.

- Co ci jest?

- Słabo mi... - po chwili byłam już w domu. Leżałam na kanapie i nie wiedziałam jak się tu znalazłam.

- Pij skarbie - mama podała mi sok.

- Co się stało? Jak się tu znalazłam?

- Dean cię przyniósł bo zemdlałaś. - zrobiło mi się smutno-  Kazałam mu iść do szkoły bo by się spuźnił... Kochanie może dzisiaj nigdzie nie jedź...

- Mamo, muszę. Nie wiem co oznaczają te sny. Ostatnio też je miałam...

- Dobrze słonko. Ale teraz odpocznij. - Minęła godzina. Czułam się lepiej, więc przebrałam się w luźny, letni kombinezon z krótkimi rękawkami i nogawkami w kwieciste wzory. Zabrałam kluczyki i wsiadłam do auta. Jadąc ciągle myślałam o Deanie.

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz