❝Zawsze.❞

55 3 12
                                    

[Rozdział znajduje się poza pisaną przez bohaterów książką]

Tamtej nocy nikt nie chciał zapisywać, zapamiętywać. Wszyscy pogrążeni byli w strachu przed dniem, który miał nadejść wraz z wschodem słońca. Dzień jutrzejszy, czwarty marca tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty pierwszy był dla naszej czwórki niemalże zmorą, przed którą strach postanowili zwalczyć wspólnie na tamtejszym nocowaniu. Każdy przyniósł pościel i smakołyki ze swoich pokoi. Tom rozpalił ogień w kominku a Felix pomógł Nancy rozłożyć wszystkie kołdry, koce i poduszki, które mieli.

— Hej. — powiedział Felix w pewnym momencie, widząc jak Puchonka po raz piąty próbuje odpowiednio ułożyć jedną z poduszek. Położył dłoń na jej dłoni, wpatrując się w nią zmartwionym wzrokiem — Jesteśmy w tym razem, tak?

Nancy uniosła na niego wzrok i pokiwała lekko głową. Nikt tak naprawdę nie wiedział jak do końca się pocieszać, bo każdy z nich bał się tego samego i każde z nich nie wiedziało, jak temu zaradzić. Jedyne co wiedzieli to to, że mieli się wzajemnie. I w tamtym momencie, to musiało im wystarczyć.

— Wiecie co wciąż mnie męczy? — odezwał się w pewnym momencie Thomas, gdy wszyscy rozsadzili się już wygodnie w salonie. — Idealna liczba trzy.

— Na serio Walker? — Susan rzuciła w niego poduszką — Nie możesz choć na chwilę dać nam od tego odpocząć?

— Ja myślę, że powinniśmy zagłosować za tym by Tom jutro się ogolił. — odezwał się Felix, na co Nancy uderzyła go lekko w ramię.

— Ej! — obruszył się Krukon.

— Mówiłam, MÓWIŁAM, że ten zarost Ci nie pasuje. — wytknęła mu Gryfonka.

— Dodie się podoba. — kontynuował w swojej obronie Tom.

— Dodie się wszystko w Tobie podoba, jakbyś zafarbował włosy na zielono, też by jej to nie przeszkadzało. — Gryfonka wywróciła lekko oczami.

— Po prostu mi zazdrościsz. Właśnie, co się stało z naszym „ulubionym" — Krukon wykonał cudzysłów w powietrzu — Panem Williamem, huh?

Sue rozchyliła lekko usta.

— Ludzie przychodzą i odchodzą, tak jak Teddy. — wskazała ruchem głowy Nancy.

— Proszę mnie w to nie mieszać. — powiedziała od razu Puchonka, unosząc obie dłonie ku górze.

— Hej, a pamiętacie, jak rozpoczęliśmy bitwę na jedzenie w Wielkiej Sali? — spytał Ślizgon, po raz drugi próbując odsunąć ich myśli od zmartwień. Miał sto osiemdziesiąt dwa dni na to by zrozumieć jak bardzo zależało mu na tej trójce i tamtej nocy, tego sto osiemdziesiątego drugiego dnia, naprawdę to do niego dotarło. Oddał by życie za każdą z siedzących tu osób i choć nigdy by im tego nie powiedział, to myślę, że oni wiedzieli. Bo oni także mieli te sto osiemdziesiąt dwa dni i każde z nich z dnia na dzień kreowało między sobą więź, której nic nie było w stanie zniszczyć. Każde z nich także roześmiało się na słowa Felixa, bo choć nie było to wcale aż tak śmieszne, było to wspomnienie, do którego mogli wracać i które nie sprawiało, że się bali.

— Powinniśmy zrobić plan na piątego marca. — odezwała się Nancy, gdy wszyscy przestali się śmiać.

— Plan? — spytał zainteresowany Tom.

— Owszem, plan. Nic wielkiego, ale coś na co będziemy czekać. Powinniśmy udać się do Hogsmeade.

— I pójść do Miodowego Królestwa, po nowe zapasy słodyczy. — kontynuowała jej myśl Sue.

— Podoba mi się Twoje myślenie. — Nancy mrugnęła w stronę Gryfonki.

— Mógłbym wpaść do Scrivenshafta i kupić sobie nowe pióro. — zamyślił się Tom.

— Tylko ty potrafisz sprawić, że wagary brzmią nagle nudno. — zauważył Felix. — Ale zgadzam się z pomysłem! A na końcu moglibyśmy upić się w gospodzie. — widząc wzrok pozostałej trójki, poprawił się więc z uśmiechem na ustach. — W porządku, więc na koniec ja upiję się w gospodzie.

— A dalej? — spytał Tom.

— Dalej? — tym razem zainteresowaną była Nancy.

— Po piątym marca, po trzydziestym czerwca, kiedy to skończycie szkołę, co planujecie dalej? — skierował pytanie do Nancy i Felixa, którzy owszem, byli na ostatnim roku w Hogwarcie.

Oboje spojrzeli na siebie wiedząc, że jedną z dobrych rzeczy, która wyniknęła z tego chaosu był fakt, że nie musieli o tym myśleć.

— Ja, po zakończeniu szkoły, udam się do szkoły tanecznej.

— Sue planuje iść do szkoły tuż po tym jak szkołę skończy, cóż za niespodzianka! — Felix roześmiał się cicho.

Tom natomiast spojrzał na nią z szerokim uśmiechem, który wstąpił na jego twarz. — Sue, to cudownie!

— No cóż, uznałam, że jeśli przeżyję dzień jutrzejszy, konfrontacja z rodzicami na temat mojej przyszłości nie będzie mi się już wydawała taka straszna. — wzruszyła lekko ramieniem.

— Załatwisz nam bilety w pierwszym rzędzie na wszystkie Twoje występy? — spytała Nancy.

— No ależ oczywiście. — skinęła głową Gryfonka.

— A ty, Walker? — spytała Sue.

— Brytyjski Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, rzecz jasna! Szczebel po szczeblu będę wspinał się do roli Szefa.

— Myślę, że wpierw chciałbym się stąd wyrwać, gdziekolwiek. Podróżować po świecie, zobaczyć co jeszcze kryje przed nami ta planeta. — odezwał się Felix. — A tak ogólnie, chciałbym zostać uzdrowicielem na oddziale urazów pozaklęciowych, może to trochę bardziej nierealne, ale ...

Pozostała trójka nie chciała robić z tego wyznania wielkiej afery, ale jednocześnie cieszyli się bardzo, że Ślizgon się tym z nimi podzielił.

— Brzmi świetnie Felix. — powiedziała wreszcie Sue. — I jestem pewna, że jak się do czegoś przyłożysz, nic nie będzie dla Ciebie nieosiągalne.

— Czy to źle, że ja wciąż nie jestem pewna co chcę robić? — odezwała się niepewnie Nancy. Wszyscy jednocześnie, bez zawahania, pokręcili przecząco głową.

— To całkowicie normalne, Nancy. — upewnił ją Felix.

— Wiem ... wiem, że chciałabym ..., że zawsze ... my ... — próbowała znaleźć odpowiednie słowa Puchonka.

— Chciałabyś, żebyśmy zawsze byli przyjaciółmi? — powiedziała za nią Sue, na co Nancy pokiwała głową, zgadzając się z nią. — Na brodę merlina, Nancy, to brzmi jak największa katorga! Przyjaźń z Tobą? Do końca życia? Będę musiała być chyba w Miodowym Królestwie codziennie, bo nie starczy mi zapasów słodyczy.

Nancy roześmiała się cicho, wycierając łzę, która spłynęła po jej policzku.

— Chyba wszyscy możemy się zgodzić, że niezależnie od naszych przyszłych planów, zawsze będziemy w naszym małym pojednaniu. — kontynuował Tom.

— Może nie brzmi to jakoś najgorzej. — Felix przewrócił lekko oczami, ale uśmiech dalej nie schodził z jego ust. — Pojednańcy na zawsze. — powiedział.

— Pojednańcy na zawsze. — powtórzyła za nim pozostała trójka.

Cała czwórka rozmawiała jeszcze jakiś czas, aż wreszcie zmęczenie zaczęło im doskwierać. Wpierw zasnęła Nancy, z pudełkiem karmelków w dłoni. Następnie Felix, dzięki czemu Tom i Sue mogli potwierdzić, iż całkiem mocno chrapał. Pozostała dwójka wymieniła między sobą kilka słów aż w końcu oboje, niemalże jednocześnie, oddali się w objęcia morfeusza.

To bardzo dobrze, bo przed tym co ich czekało, potrzebowali dużo snu. 

❝Pojednanie❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz