❝Pojednane i zdradzieckie figury woskowe.❞

270 31 18
                                    

Sue ◊ 21.09.1970


Naruszyłam naszą małą próbę nie wpadania na siebie w pokoju, gdy rano stanęłam w salonie i czekałam aż pojawi się w nim Felix. Gdy tylko wyszedł z łazienki, ruszyłam w jego stronę. Zatrzymał się, dzięki czemu mogłam do niego bez problemu podejść. Stanęłam naprzeciwko niego. Chłopak uniósł brew ku górze, ja natomiast wspięłam się na palce i spoliczkowałam go.

— Wczoraj byłam zmęczona i poddałam się, gdy różdżka nie zadziałała. — wytknęłam palec w jego stronę. — Ale nie myśl sobie — urwałam, gdy Ślizgon złapał mój nadgarstek i opuścił moją dłoń na dół. — Nie myśl sobie, że możesz rzucać takimi odzywkami i ujść z nimi na sucho. A jeśli miał to być według Ciebie jakiś śmieszny żart to masz beznadziejne poczucie humoru. I Nancy może to nie przeszkadzać, ale ja nie będę tego tolerować. — gdy skończyłam mówić, nabrałam gwałtownie powietrza.

Zapadł moment ciszy. Moja klatka piersiowa gwałtownie unosiła się ku górze i dołowi, ale z sekundy na sekundę mój oddech coraz bardziej się uspakajał.

— Już? — spytał Felix.

Spróbowałam wyrwać swój nadgarstek, ale jego uścisk był zbyt mocny.

— Już? — powtórzył.

— Tak. — odburknęłam dzięki czemu on poluźnił uścisk. Wysunęłam swoją dłoń i zgromiłam go wzrokiem.

—Wszystko w porządku? — usłyszałam głos Toma, który właśnie wyszedł ze swojego pokoju.

— Nie. — rzuciłam, odsuwając się na krok od chłopaka. — Felix jest dupkiem.

— To już wszyscy wiemy, masz coś nowego? — Krukon skrzyżował ręce na klatce piersiowej i uśmiechnął się.

Nancy także zdążyła wyjść już ze swojego pokoju. Nasze "nie wpadanie na siebie" zostało mocno naruszone. Staliśmy tak jakiś czas i podczas tego żadne z nas się nie odezwało. Felix w końcu obrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia. Puchonka wymieniła spojrzenia z Tomem by po chwili pobiec za Whitmorem. Wywróciłam oczami i obróciłam się w stronę Krukona. Otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale zwyczajnie zabrakło mi słów.

— Odsuwając na bok żarty, pytałem na poważnie, wszystko w porządku?

Zacisnęłam wargi i wzruszyłam ramieniem.

— Nie dzieje się nic z czym nie dam sobie rady. —mrugnęłam do niego.

Chłopak roześmiał się i zszedł do salonu by chwilę później stanąć obok mnie.

—W to nie wątpię. — wyciągnął w moją stronę zgiętą rękę. — Idziemy na śniadanie?

—Zdecydowanie. —odpowiedziałam pewnie i ignorując jego rękę ruszyłam w stronę wyjścia.

Jakiś czas później wszyscy siedzieliśmy przy stoliku w Wielkiej Sali. Całe napięcie uciekło z mojego organizmu, gdy dostrzegłam pudełko z płatkami. Nie byle jakimi płatkami.

— Pixie puffs! — rzuciłam radośnie i sięgnęłam po nie. Nalałam sobie mleka do miski i wsypałam do nich płatki. Jedliśmy jakiś czas w ciszy, dopóki nie odezwał się Tom.

— Jak minął wam wczorajszy szlaban? My znaleźliśmy coś całkiem ciekawego.

— Sue trochę odbiło, bo nie zna się na żartach, ale poza tym w porządku.

Usłyszałam, jak Nancy kopnęła Felixa pod stołem. Ale mi to nie wystarczyło. Radość, jaka pojawiła się w moim umyśle na widok płatków, ulotniła się w jednej sekundzie.

— Mi odbiło?! MI ODBIŁO?! Nie dość, że nie było Cię przez trzy czwarte szlabanu, to gdy już tam byłeś, zachowywałeś się jak dupek. Co więcej, postanowiłam Cię uratować przed czyszczeniem nocników ...

— Nie prosiłem Cię o to. — wtrącił się w moją wypowiedź Whitmore.

— Nie przerywamy. — mruknęła, siedząca po mojej prawej stronie, Nancy.

— Przepraszam. — chłopak skinął głową.

Wytrzeszczyłam oczy z niedowierzania.

— A WIĘC MASZ JAJA BY JĄ PRZEPRASZAĆ ALE NIE MOŻESZ MI PODZIĘKOWAĆ? BO CO?

— Podziękowałbym Ci gdybym Cię o coś prosił, ale to była od początku Twoja inicjatywa. Poza tym pozwoliłem Ci mnie spoliczkować. Uznałem, że to wystarczające podziękowanie.

Nancy zakryła usta dłonią a ja pokręciłam głową.

— Poz ... pozwoliłeś mi ... — parsknęłam śmiechem. — Ostrzegałam Cię. — sięgnęłam po miskę z płatkami i rzuciłam nią w Felixa.

Nie muszę chyba mówić, że na tym etapie, zdobyliśmy już uwagę większości sali. Felix przyjął mój atak z dziwnym spokojem by chwilę później wstać ze swojego krzesła, sięgnąć po swój sok dyniowy i wylać go na moją głowę.

Pozostała dwójka wstrzymała oddech. Salę wypełniła całkowita cisza. Wszyscy zastygli w bezruchu, aż w końcu ktoś krzyknął

— BITWA NA JEDZENIE!

Z sali ulotniło się całe napięcie na rzecz jedzenia, które zaczęło latać w powietrzu. Felix wziął cały dzbanek soku i dokończył to co zaczęła szklanka. Ja sięgnęłam po ciasto i przycisnęłam je do twarzy chłopaka. Nancy rzucała w Toma pasztecikami przez co chłopak znów zrobił się cały czerwony i śmiał się niekontrolowanie. W końcu jednak sięgnął po małe bułeczki i także zaczął rzucać nimi w Puchonkę.

Sok dyniowy co jakiś czas zsuwał się z włosów i przez czoło lądował na moich oczach przez co musiałam przerywać atak i pozbywać się go. Nancy przyjęła strategię, polegającą na tym, że jeden pasztecik rzucała w Toma, drugi natomiast zjadała. I tak w kółko.

—DOŚĆ! — McGonagall wrzasnęła a jej głos rozniósł się po całej sali.

Wszyscy zamarli. Musieliśmy wyglądać jak figury woskowe. W końcu nasza czwórka powoli obróciła się w stronę Pani Profesor. Rozejrzałam się po sali i spostrzegłam palce, wskazujące na nas. Palce te należały do stolika Slytherinu, kilkunastu osób z Ravenclawu i kilku Gryfonów. Wywróciłam oczami. Haha, przynajmniej się pojednali.

— Nie mogliście odczekać nawet j e d n e g o dnia od ostatniego szlabanu?! —kobieta wbiła w nas swój surowy wzrok. — Po obiedzie zostanie wam przydzielona kolejna kara. Dodatkowo, wszyscy tutaj zebrani, posprzątają po śniadaniu.

Po sali rozeszły się pomruki niezadowolenia. McGonagall klasnęła kilkakrotnie w dłonie.

— Dostaniecie kilka dodatkowych minut by wywrócić do swoich pokoi i doprowadzić się do porządku przed zajęciami. To tyle, zabierajcie się do pracy. 

❝Pojednanie❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz