❝ Do trzech razy sztuka.❞

280 28 9
                                    

Tom ◊ 20.09.1970

Najprawdopodobniej powinienem wam wytłumaczyć całą tą sprawę z parasolką. Ale prawda jest taka, że sam do końca tego nie rozumiałem. Uwierzcie mi na słowo, że moja próba opisania wam tego co się wydarzyło, tylko namieszałaby wam w głowie.

Do 3 razy sztuka, jak to mówią. Dwa razy udało nam się uciec od odpowiedzialności za wagarowanie. Dziś jednak nie mieliśmy tyle szczęścia.

Staliśmy w czwórkę, ramię w ramię, trochę jak podczas "wyborów", podczas gdy Profesor McGonagall opierała się o biurko stukając o nie palcami. Nikt się nie odzywał, przez co w sali, mimo kilku dźwięków, panowała nieznośna cisza. Miałem ochotę coś powiedzieć, ale wiedziałem dobrze, że nic już nie wskóramy.

— Pani Profesor ... — zaczęła Sue, która nie miała zamiaru się poddać, ale kobieta szybko uniosła dłoń ku górze.

— Starczy mi tłumaczeń na dziś, Panno White. To już drugi ... nie, 3 raz, gdy wasza czwórka zostaje przyłapana na wagarowaniu. Rozumiem całe zamieszanie związane z pojednaniem. Ale nie oznacza to wcale, że wolno wam robić co zechcecie. Udział w tym miał być zaszczytem a nie bramą do swawoli. Mieliście być reprezentantami, wzorami do naśladowania! A jak na razie ...

— Ale myśmy naprawdę ... — Sue znów się wtrąciła.

— Minus pięć punktów dla Gryffindoru. — ucięła jej surowo McGonagall. Grygonka otworzyła szeroko usta by po chwili mocno zacisnąć wargi. Nic już więcej nie powiedziała.

Pani Profesor powoli obeszła biurko by stanąć naprzeciw nas. Wpatrywała się w nas tym swoim przeszywającym duszę wzrokiem. Walczyłem mocno by podtrzymać jej spojrzenie i nie zmięknąć. W pewnym momencie jednak nie wytrzymałem i spojrzałem na swoje buty. Ta kobieta dobrze wiedziała, jak wzbudzić w Tobie poczucie winy.

— Zostałam poproszona przez resztę waszych opiekunów, o wyznaczenie wam odpowiedniej kary. — odezwała się McGonagall po ponownej, długo panującej ciszy.

Sue dygnęła niespokojnie. Ja także nie byłem szczególnie przyzwyczajony do odbywania kary, ale coś czuję, że Susan zaskoczyło to znacznie mocniej niż mnie. Niektórzy uczniowie uważali szlabany za coś czym można się było poszczycić. Wiedziałem jednak dobrze, że Sue nie należała do jednej z tych osób.

— Wasza dwójka — powiedziała Pani Profesor i wskazała palcem mnie i Nancy — zajmie się dzisiejszej nocy patrolem korytarzy.

Na moje usta wstąpił szeroki uśmiech, którym podzieliłem się z Puchonką. Wizja odbywania takiej kary nie była wcale taka zła.

—Wy natomiast — przeniosła spojrzenie na Felixa i Sue — udacie się do Pana Filcha i mu pomoże ...

— NIE! — wydobyło się jednocześnie z ust Gryfonki i Ślizgona. Spojrzeli na siebie takim wzrokiem, że brakowało tylko pioruna dla podkreślenia efektu.Miałem ochotę się zaśmiać, ale ostatecznie powstrzymałem się, zaciskając mocno wargi.

— Panno White, Panie Whitmore! — McGonagall wyprostowała się i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. — Moja decyzja jest nieodwołalna. Nie wywiązanie się ze szlabanu równe będzie zgłoszeniu się do mycia nocników w skrzydle szpitalnym przez dwa tygodnie. Kara rozpoczyna się równo o dziewiątej wieczorem. Wszystko jasne? — uniosła brew ku górze i spojrzała na każdego z osobna.

Pokiwaliśmy skruszeni głowami i wyszliśmy z sali. Już miałem ruszyć na swoje lekcje, gdy nagle poczułem zaciśnięcie dłoni na nadgarstku. Gwałtownie odwróciłem się i ujrzałem Susan. Uniosłem kącik ust ku górze. Dobrze wiedziałem, dlaczego mnie zatrzymała.

— Zamień się ze mną — spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. — Zrobię co zechcesz, tylko pozwól mi iść z Nancy na nocny patrol. Albo zamień się z Felixem. COKOLWIEK!

Przez chwilę udawałem, że się zastanawiam jednak nie wytrzymałem zbyt długo i w końcu zaśmiałem się krótko.

— Marzenie ściętej głowy. — poklepałem ją po głowie na co ona fuknęła i odsunęła się ode mnie. — Wiesz, zawsze możesz zrezygnować i czyścić nocniki przez dwa tygodnie. — dodałem i mrugnąłem do niej.

Zapadła chwila ciszy. Widziałem na jej twarzy jak analizowała wszystkie za i przeciw.

— Widzisz! Skoro się wahasz, oznacza to, że wizja spędzenia odrobiny czasu sam na sam z Felixem nie jest aż taka straszna. Na pewno nie aż tak beznadziejna jak nocniki. — wzruszyłem ramieniem.

— Wal się Walker. — syknęła i obróciła się obrażona na pięcie. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, uniosła dumnie podbródek i ruszyła do przodu.

— Słownictwo, Młoda! — rzuciłem za nią i ponownie się roześmiałem, kręcąc przy tym głową.

Obserwowałem jej sylwetkę, gdy oddalała się w głąb korytarza. Jej pewnie stawiane kroki odbijały się echem i nadawały mocnego akcentu jej pokazowemu odejściu. Wpatrując się w nią tak, doszedłem do wniosku, że odrobinę przypomina mi młodszą McGonagall. Z tym surowym spojrzeniem i skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma. Może kiedyś Sue stanie się Profesor White? I będzie wymyślać kary dla pałętających się po korytarzach uczniów? Na Merlina, to pasowało do niej idealnie. Zdecydowanie widziałem ją w tej roli. Przechyliłem delikatnie głowę na bok zastanawiając się czy to dziwne, że mam takie przemyślenia. Potrząsnąłem głową jakby chcąc wyrzucić te myśli z umysłu.

W każdym razie, muszę przyznać, byłem całkiem zadowolony z obrotu sprawy. Do tej pory nie udało mi się spędzić czasu tylko z Nancy. Przez to, że dziewczyna była na tym samym roku co Felix, to właśnie z nim miała najwięcej kontaktu. Właściwie ... właściwie nie mogłem doczekać się 9. I nie było nic, co Sue mogła mi zaproponować, abym zdecydował się z nią zamienić. Zadowolony znów się uśmiechnąłem, ale uśmiech ten szybko zrzedł, bo zdałem sobie sprawę, że zaraz spóźnię się na drugą lekcję a na to nie mogłem sobie pozwolić. Wziąłem głęboki wdech i popędziłem do klasy. 

❝Pojednanie❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz