❝Jak przestraszyć lwa?❞

362 31 4
                                    

Sue. ◊ 06.09.1970

Siedziałam przed salą z przymkniętymi oczami, powtarzając w myślach materiał na zajęcia z eliksirów, które miały się za chwilę rozpocząć. Moje usta poruszały się nieznacznie wraz ze słowami, które wypowiadałam w myślach. Przypominałam sobie właśnie o eliksirze Szkiele-Wzro, którego celem jest bardzo powolne odtworzenie kości. Podobno zażycie go wywoływało skutki uboczne takie jakie duszący kaszel lub palenie w gardle. Przechodziłam właśnie do przypomnienia sobie składników, gdy usłyszałam

— Sue, jak Ci się żyje z tym Ślizgonem? — otworzyłam jedno oko, by ujrzeć Penny, dziewczynę z domu lwa z trzeciego roku. — Felix, prawda? Wytrzymujesz z nim? Jest bardzo irytujący? — kontynuowała, przez co zmusiłam drugie oko do otworzenia się.

— Właściwie to ... — zaczęłam, ale kolejna dziewczyna, Riley, dołączyła się do rozmowy mówiąc

— Bardzo Ci współczujemy Sue. — i spojrzała na mnie równie współczującym wzrokiem.

Zacisnęłam wargi i zmarszczyłam lekko brwi. Przez jakiś czas rozważałam sens kontynuowania tej rozmowy, ale ostatecznie nabrałam głęboki wdech i powiedziałam — Współczujecie mi?

— Oczywiście! — odpowiedziała od razu Riley, jakby ot co było to naprawdę oczywiste. A dla mnie, właściwie, nie do końca było. Właściwie to sądziłam, że udział w Pojednaniu sprawi, że będę czuć się dumna a w oczach innych będę wyglądać na dzielną. Na ten moment, czułam się właściwie całkiem zawstydzona. — Odseparowana od wszystkich, musisz użerać się ze Ślizgonem ... — kontynuowała Gryfonka.

— Tia, Felix jest dość irytujący. — rzuciłam ostatecznie beznamiętnym głosem i wywróciłam oczami, bo to zdawało się być tym co najbardziej chciały usłyszeć.

— A pokój? — odezwała się na powrót Penny, wpatrzona we mnie oczami pełnymi ekscytacji. — Pokażesz nam go kiedyś? — spytała z nadzieją w głosie.

— Ja ... — zaczęłam na początek, zaczesując kosmyk włosów na ucho. — Musiałabym, no wiecie, ustalić to z innymi i w ogóle. To nie jest tylko mój pokój, nie wiem jakie panują zasady wobec gości a nie chciałabym łamać zasad na początku roku. — spojrzałam na zebraną grupkę, która wydawała się wyraźnie zawiedziona takim obrotem sprawy. — Ale pogadam z nim! Zobaczymy co da się zrobić. — dodałam szybko, chcąc by przestały tak na mnie patrzeć i pozwoliły mi w spokoju przypomnieć sobie materiał. Myliłam się jednak, gdyż zobaczyłam, że Riley na powrót otwiera usta i zaczyna kolejną wypowiedź.

— Dodanie tego Ślizgona do pojednania jest zupełnie bezcelowe.

Nie wiem jakiej reakcji ode mnie oczekiwała, ale jeśli cokolwiek było obecnie bezcelowe to ta rozmowa. Wypuściłam powietrze ustami i podniosłam się gwałtownie na równe nogi. Złapałam za swoją torbę i zawiesiłam ją na ramieniu.

— Muszę coś ... sprawdzić ..., jeśli pozwolicie. — uśmiechnęłam się i przechodząc nad ich nogami udało mi się odseparować od zebranej grupki. Zaczesałam dłonią włosy i rozejrzałam się, uznając, że jedyne miejsce, w którym znajdę chwilę spokoju będzie za ścianą. Ruszyłam tam więc i gdy upewniłam się, że jestem sama na powrót przymknęłam oczy, wracając do składników eliksiru. Cała ta rozmowa wyprowadziła mnie jednak z równowagi i w tym momencie kompletnie nie mogłam sobie przypomnieć ani jednego składnika. Fuknęłam cicho i sięgnęłam do torby by wyjąć z niej podręcznik. Teraz to ja byłam zawiedziona, gdyż okazało się, że go tam nie było. Byłam pewna, że go tam wkładałam! A, na Merlina, nie było opcji, żebym pojawiła się na zajęciach z eliksirów bez książki. Spojrzałam na zegar z wielkimi, ozdobnymi wskazówkami stojący na korytarzu, który pokazał mi, że zostało mi dokładnie pięć minut do rozpoczęcia zajęć. Uznałam, że powinnam zdążyć, jeśli bardzo będzie mi zależeć. Przewiesiłam torbę tak by nie zsunęła mi się z ramienia podczas biegu i ruszyłam w stronę naszego pokoju. Gdy tylko znalazłam się przed ścianą, złapałam oddech i powiedziałam

— Reconciliati win solum ea quae insuperabilis. — co, tak przy okazji, naprawdę nie było łatwą rzeczą do nauczenia się!

Obserwowałam jak ze ściany wyłaniają się drzwi, przestępując z nogi na nogę. W głowie słyszałam irytujący dźwięk zegara. Tik, tak, tik, tak. Gdy wreszcie uformowały się całe drzwi, wpadłam do środka i schodami pobiegłam na górę by chwilę później znaleźć się w pokoju. Przekopałam całe pomieszczenie, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Może zanosiłam go do salonu? Może wypadł mi z torby, gdy szłam na zajęcia? Całkowicie zbita z tropu ruszyłam do wyjścia z pokoju. Gdy postawiłam stopę tuż za progiem, przed moimi oczami pojawiły się mroczki. Osunęłam się w stronę framugi, zaciskając na niej dłoń. Próbowałam złapać równowagę, ale wszystko coraz bardziej traciło ostrość a ja przestawałam mieć kontrolę nad własnym ciałem. Powolne osuwanie się na podłogę to ostatnie co pamiętam, nim straciłam przytomność.

Do tej pory nie mam pojęcia co działo się ze mną, gdy byłam nieprzytomna, ale gdy ponownie otworzyłam oczy dotarło do mnie, że jestem totalnie spóźniona na zajęcia. Nie wiem co się ze mną działo, ani jak to się stało, ale jakimś sposobem znalazłam się w przeźroczystym pudle, który był niemalże „szyty na moją miarę", gdyż czubkiem głowy dotykałam niemalże jego sufitu. Rozglądając się na boki mogłam dostrzec, że owe pudło umieszczone zostało na środku pokoju wspólnego. Już wtedy moje gardło się zacisnęło, a w moim umyśle pojawiło się „Nie panikuj, nie panikuj, nie pakuj". Byłam pewna, że to halucynacje. Sen. Przewidzenie. Cokolwiek, co wyjaśniałoby tą sytuację. Gdy panika powoli ogarniała mój umysł, dotarło do mnie coś jeszcze. Spojrzałam w dół i dostrzegłam, że stoję po kostki w wodzie. Na kilka sekund wstrzymałam oddech a z moich ust wydobył się cichy jęk. — Nie panikuj, nie panikuj, nie panikuj. — zaczęłam mówić do siebie na głos. Drżącą dłonią sięgnęłam po różdżkę, ale, cóż za niespodzianka, nie mogłam jej znaleźć. W tym momencie „nie panikuj" przestało działać. Zaczęłam panikować. — Pomocy! — krzyczałam, uderzając dłońmi o coś co w dotyku przypominało plastik. Przestałam myśleć, dlaczego, co, jak. Moim jedynym celem było najszybsze wydostanie się stąd. Fakt tego, że znajdowałam się w pudle aż tak bardzo mnie nie przerażał. Mimo tego, iż nie znajdowały się w nim żadne widoczne dziury, zdawałam się mieć dostęp do świeżego powietrza. Problem był jednak taki, że gdy ponownie spojrzałam w dół dostrzegłam, że poziom wody się podniósł. Byłam zamknięta w wodnej pułapce, w tajemniczym pokoju, sama, bez różdżki. I do tego wszystkiego, byłam zdecydowanie spóźniona na lekcje. 


❝Pojednanie❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz