❝Niekontrolowany worek ziemniaków na niecodziennym przedstawieniu.❞

266 27 26
                                    

Nancy ◇ 03.11.1970

— Masz zamiar tak iść? — spytał Felix, tuż po tym jak weszłam do jego pokoju. 

Spojrzałam w dół na swój strój składający się z żółtego golfu, dopasowanych kolorystycznie do niego rajstop i czarnej spódniczki. Zmarszczyłam brwi, przypominając sobie jak półgodziny temu otworzyłam szafę i dotarło do mnie, że moja garderoba nie jest do końca gotowa na tego typu wydarzenie. Otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale chłopak kontynuował

— Od razu napisz sobie na czole wielkimi literami "puchonka". 

— Przecież zozozozozostałm zaproszona. Wiedział z jakiego domu jestem, prawda?

— Tak. Ale to była jedna osoba. Nie oznacza to, że musisz paradować w kolorach swojego domu. Masz, załóż to. — powiedział, i tym samym sięgnął po swój mundurek rzucony niedbale na fotel. — Dzięki niemu się wpasujesz.

— Będę wyglądała jak worek ziemniaków. — wydęłam dolną wargę. 

Chłopak mimo tego dalej stał z wyciągniętym mundurkiem w moją stronę. Westchnęłam i odebrałam od niego szatę. Założyłam ją na siebie i  spojrzałam na siebie w lustrze. Po chwili znów obróciłam się w jego stronę. 

— A ty, jesteś gotowy? — spytałam i przechyliłam lekko głowę na bok. 

— Właściwie nie zacząłem się jeszcze szykować. — mruknął niewzruszony chłopak.

— Felix!

— Uspokój się. Nie musimy pojawić się równo na rozpoczęciu. Właściwie, lepiej to wygląda jak się spóźniasz. — otworzył szafę i zaczął przeglądać ubrania. — Szczególnie, gdy wyglądasz jak worek ziemniaków. 

— Bardzo śmieszne. Wychodzę i czekam w salonie. — powiedziałam po czym obróciłam się na pięcie i wyszłam z jego pokoju. Zaczęłam schodzić na dół po schodach ale w pewnym momencie zatrzymałam się i usiadłam tam, gdzie stanęłam. Oparłam łokcie o kolana a brodę o dłonie i wbiłam wzrok w palący się po lewej stronie kominek. Było coś uspakajającego w patrzeniu się w ogień, choć żywioł sam w sobie do spokojnych nie należał. Był przyjemny dla oka i umysłu ale jeden błąd i mógłby się zmienić w Twój koszmar. Zachichotałam pod nosem, z jakiegoś durnego powodu, i wtedy usłyszałam

— Na prawdę chcesz tam iść? — Tom obrócił się na kanapie tak by oprzeć ręce o jej oparcie i spojrzał na mnie, otoczony aurą żółto-pomarańczowych kolorów. 

— Jezu, Tom! — przyłożyłam zaskoczona dłoń do serca, nie spodziewając się, że ktoś tam siedział. Opuściłam rękę i podniosłam się. Ruszyłam dalej na dół, powoli, sunąc dłonią po barierce. — Zostałam zaproszona, wypada się pojawić. 

— Sądzę, że jak się nie pojawisz i tak nikt nie zauwa ... — Tom ugryzł się w język. — Przepraszam, nie chciałem by tak to zabrzmiało. Po prostu nie uważam, że to towarzystwo dla Ciebie. 

Wzruszyłam ramieniem i wreszcie stanęłam na dole. Wytarłam dłoń o szatę, gdyż ubrudziła się z lekka od kurzu znajdującego się na barierce. Potem dotarło do mnie co zrobiłam i rozpoczęłam próbę wyczyszczenia mundurka.

— Nancy! — Thomas wstał z kanapy i chwilę później stanął na przeciwko mnie. — Czy ty masz na sobie szatę Slytherinu?! — spytał, wytrzeszczając oczy. 

— Jestem workiem ziemniaków. — zachichotałam, mozolnie pozbywając się najdrobniejszej drobinki z ubrania. Co było dość trudne bo w pomieszczeniu było dość ciemno i właściwie mało co widziałam. 

❝Pojednanie❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz