Thomas ◊ 02.09.1970
Zdarza mi się bardzo często, że gdy czytam książki, wyobrażam sobie co by było, gdyby wydarzenia w nich opisane zdarzyły się naprawdę. Rozważam hipotetyczne scenariusze, zastanawiam się jak zareagowałbym w styczności z sytuacją opisaną w danym rozdziale. Też tak czasem robisz? Czy jak czytasz to co czytasz teraz, zastanawiasz się jak zachowałbyś się na naszym miejscu? Szukasz w głowie odpowiednich zaklęć albo mały głosik w Twojej głowie krzyczy do nas „wiejcie, póki możecie!". Może boisz się pająków? Może wizja takiej sytuacji mrozi krew w Twoich żyłach? Problem polegał na tym, że my naprawdę znaleźliśmy się w owej sytuacji. I wyobraźnia i hipotezy na nic nam się wtedy nie przydały. Musieliśmy działać.
Wiedziałem właściwie wszystko co można było wiedzieć o akromantulach. Przez moją głowę przesypywała się masa informacji, które wyczytałem z różnorodnych książek. Jednakże czytanie o nich a widzenie ich na żywo, znacznie się od siebie różniło. Zastygłem w całkowitym bezruchu, mając niemalże wrażenie, że już nigdy więcej się stąd nie ruszę. Strach sparaliżował moje ciało od palców u stóp aż po sam czubek głowy, odseparowując mnie od możliwości poruszenia jakąkolwiek kończyną. Nie mogłem oderwać wzroku od jej wielkich odnóży, wpatrujących się w nas oczu i klekoczących szczękoczułek. Klekoczące szczękoczułki, klekoczące szczękoczułki, klekoczące szczękoczułki ... co to oznaczało?!
— Wszyscy do wyjścia, teraz! — syknął Felix, który chyba jako jedyny nie poddał się trwodze. — Spokojnie, ale sprawnie. — dodał i powoli obrócił się na pięcie.
Obserwowałem jak Sue ostrożnie schodziła ze stołu, jakby albo ona albo mebel był zrobiony z łatwo tłukącego się szkła i lekko stawiając stopy na podłodze, zaczęła iść w stronę wyjścia. Nancy ruszyła za nią. Ja przełknąłem ślinę i zacząłem błagać w myślach, by moje stopy wreszcie się ruszyły. Po krótkiej walce z własnymi myślami, zmusiłem swoje nogi do powolnego chodu. Uniosłem wzrok na pozostałą trójkę, widząc, iż się nagle zatrzymali. Chwila, dlaczego się zatrzymali? „Wiejmy stąd!" krzyczałem do nich w myślach. Na mojej twarzy pojawił się obraz wyraźnej paniki, gdy dotarło do mnie co się stało. Ujrzałem jak Felix zaczyna ciągnąć z całej siły klamkę. Drzwi były zamknięte. Wiem co teraz myślisz! „Jesteście czarodziejami! W magicznej szkole! Użyjcie cholernego zaklęcia!" Haaa, gdyby to było takie proste!
Susan wyjęła różdżkę z kieszeni mundurka drżącą dłonią i wycelowała ją w stronę drzwi. — Alohomora. — powiedziała cicho. Felix złapał ponownie za klamkę, próbując otworzyć drzwi. Zamknięte. — Alohomora! — powtórzyła dziewczyna głośniej, jednak dalej nic to nie zmieniło.
— Spróbuj innego zaklęcia otwierającego. — wychrypiałem, próbując przecisnąć zdanie przez gigantyczną gulę w gardle. Cała trójka spojrzała na mnie, marszcząc lekko brwi. Nie znali innego zaklęcia otwierającego, no oczywiście! Odbyłem krótką rozmowę z moim układem nerwowym, prosząc by udostępnił mi połączenie między mózgiem a dłońmi i gdy wreszcie otrzymałem dostęp, sięgnąłem po różdżkę, przypominając sobie wszystkie możliwe zaklęcia.
— Emancipare! — ZAMKNIĘTE. — Cistem Aperio! — ZAMKNIĘTE. — Liberare! — zaskoczę Cię, DALEJ ZAMKNIĘTE. Przełknąłem ślinę, uświadamiając sobie, iż przychodzi mi na myśl już tylko jedno, ostatnie zaklęcie. Jeśli ono nie zadziała to ... — Dunamis! — powiedziałem pewnym siebie głosem. Zamknięte, zamknięte, ZAMKNIĘTE.
Felix zaczął uderzać pięściami w drzwi, podczas gdy ja i pozostała dwójka powoli obróciliśmy się w stronę akromantuli. Wtedy też dostrzegłem, że stworzenie zaczęło iść w naszą stronę. Zaczęliśmy się wycofywać tak, że na samym końcu nasze plecy dotykały zimnej ściany. Pająk zatrzymał się w połowie drogi i wtedy właśnie odezwał się po raz pierwszy.
CZYTASZ
❝Pojednanie❞
FanfictionNa początku roku szkolnego Dumbledore ogłasza, iż czterech reprezentantów z każdego domu w Hogwarcie, zamieszka w tym roku we wspólnym pokoju na znak pojednania. Czy takie pojednanie jest jeszcze możliwe? A może granice zostały wytyczone zbyt wyraźn...