❝Akademia Beauxbatons - część I.❞

207 23 9
                                    

Sue ◊ 13.11.1970

Macie czasem wrażenie, że jesteście jedynymi, którzy cieszą się z pewnej rzeczy? ... okej, może podam wam to na pewnym przykładzie.

Akademia Beauxbatons, Francja - oka nie mogłam w nocy zmrużyć! W umyśle kreowały mi się wizje tego co zobaczę gdy tam dotrzemy. Sama podróż będzie czymś ekscytującym. Będziemy mieć szanse uczyć się w magicznej szkole innej niż Hogawart! Będziemy mieć szansę poznać inną kulturę. Innych uczniów! Moja spakowana torba leżała już w salonie od wczoraj, czekając aż tylko ją wezmę i pokażę jej zupełnie nowy świat. Rano poderwałam się z łóżka, pobiegłam do łazienki, ubrałam się i rozpoczęłam zbieranie pozostałych. Nie miałam zamiaru pozwolić sobie na chociażby milisekundowe spóźnienie.

Wpierw pobiegłam do pokoju Felixa. Otworzyłam gwałtownie drzwi, przez co uderzyły w ścianę z impetem i krzyknęłam

— Pobudka! Zbiórka za pół godziny w salonie. — po czym uśmiechnęłam się z zadowoleniem, obróciłam na pięcie i zrobiłam krok do przodu.

Usłyszałam jak Nancy zaczyna się szamotać, po czym spada z łóżka, znów się szamocze i biegnie w moją stronę. Śmieję się pod nosem i obracam się w jej stronę. Dziewczyna wpatruje się we mnie wzrokiem jeszcze zaspanym, choć wdarło się już do niego lekkie zszokowanie.

— Tak? — spytałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Dziewczyna otworzyła usta, po czym je zamknęła, znów otworzyła, poprawiła kosmyk włosów, który spadł jej na twarz, uśmiechnęła się, lekko pobladła i wypuściła powietrze ustami.

Wywróciłam oczami.

— Wychodzisz codziennie rano z jego pokoju. Sądziłaś, że nie zauważę? — uniosłam brew ku górze.

Nancy wzruszyła ramieniem.

— Nie martw się — poklepałam ją po głowie — Thomas jest zbyt roztrzepany by to zauważyć. A ja nic mu nie powiem. — kiwnęłam głową po czym ułożyłam lewą dłoń na biodrze. Wskazujący palec prawej dłoni wysunęłam w jej stronę. — Chyba, że się nie wyrobisz. Wtedy rozwieszę plakaty po całym Hogwarcie.

— Będę gotowa za dwadzieścia dziewięć minut! — rzuciła Collins  i nie czekając na nic wyminęła mnie i ruszyła pośpiesznie w stronę łazienki. Pokręciłam głową z niedowierzaniem po czym przeniosłam wzrok na stojącego w progu Whitmora, opierającego się o framugę.

—Pół godziny. — powiedziałam bardzo dobitnie i wyraźnie.

— Będę gotowy za trzydzieści jeden minut. — mrugnął do mnie, zrobił krok do tyłu i zamknął drzwi.

— Nienawidzę Cię Whitmore! — tupnęłam nogą.

— Nie denerwuj się bo Ci się marszczki na starość porobią. —usłyszałam jeszcze.

Fuknęłam pod nosem i zeszłam na dół. Ruszyłam w stronę biblioteki po czym minęłam ją i otworzyłam drzwi do już nie tylko mojej sali treningowej. 

— Tom! — powiedziałam po raz pierwszy, ale nic to nie dało. — Tom! — rzuciłam po raz drugi, ale chłopak dalej nie reagował.

Ruszyłam więc w jego stronę. Gdy zamachnął się by ponownie uderzyć w worek treningowy, złapałam go za nadgarstek i obróciłam w swoją stronę. Zapach potu od razu dostał się do moich nozdrzy więc puściłam go i zrobiłam dwa kroki w tył. Tom miał całą czerwoną twarz, przepoconą koszulkę i przyśpieszony oddech.

❝Pojednanie❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz