Izzy wróciła do domu później niż zamierzała pierwotnie. Zwykle, kiedy już wymykała się spod zasłon wokół jej domu, starała się zachować resztki rozsądku i poruszała się po mieście jedynie, kiedy chroniło ją słońce. To nie była jej ulubiona pora dnia. Jako Nocny Łowca zawsze dużo lepiej i bezpieczniej czuła się po zmroku, ale nadzwyczajne okoliczności zmuszały ją do nadzwyczajnych zachowań.
Tego dnia zdobyła więcej informacji niż miała nadzieję i dobry humor rozsadzał ją od środka. Tylko dlatego pokusiła się o dłuższe pozostanie w Pandemonium. Klub wypełniał się już Podziemnymi gośćmi, kiedy go opuszczała, ale rozmowa z jego właścicielem – ekscentrycznym choć marnym czarownikiem Guillermo, który ubiorem i zachowaniem aspirował z marnym skutkiem do bycia Magnusem Bane'm – okazała się nadwyraz wciągająca.
Guillermo zdradził jej, że miał przyjemność podsłuchać rozmowę, w której padło jej imię. Właściwie nazwisko, bezosobowo, ale "Lightwood dalej jest w Nowym Jorku" brzmiało zachęcająco. Izzy udało się wyciągnąć przy pomocy bezwstydnego flirtu (z własnym biczem), że rozmowę o niej prowadził szemrany czarownik o nazwisku Stone. Marne nazwisko, zważywszy na nieskończoną liczbę możliwości, ale nie jej było oceniać.
Zrzuciła z nóg buty, z ulgą pozbywając się szpilek. Być może nie było to z jej strony roztropne, chodzić w tak wysokich obcasach, kiedy w jej brzuchu rozwijał się pasożyt o nephilimskim DNA, ale pewnych przyjemności nie potrafiła sobie odmówić. Wystarczyło, że od niedawna nie mieściła się w swoje ulubione spodnie. To już było więcej niż wielkie poświęcenie.
Przeciągnęła się z błogością, opadając na kanapę i przyciągnęła do siebie laptopa, który leżał na stoliku do kawy. Już miała wpisać hasło, kiedy do jej drzwi ktoś załomotał. Jej dłoń samoistnie zacisnęła się na rękojeści bicza.
– Daj spokój, Jace! To moje mieszkanie! – warknął Simon i Izzy i ujrzała czubek strzały jego łuku. Przeniosła wzrok z eleganckiego łuku, przez umięśnione ramiona aż objęła wzotkiem cała postać męża.
Był blady i przerażony, ale wyglądał też na wściekłego, co mimowolnie wywołało w niej dreszcz podniecenia. Zachcianki kobiety w ciąży wciąż ją zaskakiwały.
– Coś się stało? – zapytała, kiedy Simon nie przestawał celować w nią łukiem, patrząc, jakby nie dowierzał, że ona tam siedzi.
– T-tak – wymamrotał Simon. – Albo nie... Znaczy... Zasłony... – wydukał i zmarszczył brwi.
Izzy wyrwał się chichot. Czasem był taki uroczy!
– Nic ci nie jest? – zapytał rzeczowo Jace, wymijając Simona. Przeszedł całe mieszkanie, nie omieszkując zajrzeć nawet do szafek w kuchennej części ich kawalerki.
– A co miałoby być? – zdziwiła się Lightwood. – Siedzę na tyłku, jak mi kazaliście – stwierdziła i założyła ręce na piersi.
– Na pewno? – zapytała podejrzliwie Clary, również wchodząc do mieszkania. Zamknęła za sobą starannie drzwi i przekręciła klucz.
Izzy wywróciła oczami. Jakby kogokolwiek na tyle potężnego, żeby przełamać bariery Magnusa Bane'a, miał zatrzymać zwykły, przyziemny zamek...
– Na pewno – powiedziała, krzywiąc się ze złością. Kłamstwa zawsze wychodziły jej lepiej, kiedy dodatkowo była poirytowana. Przez ostatnie miesiące kłamanie Clary wychodziło jej doskonale. Ich przyjaźń mocno nadszarpnął niedawny kryzys, a nieudolne próby Clary, aby zapanować nad temperamentem Izzy tylko pogłębiały rozdźwięk.
– Nikogo tu nie było? – zapytał Simon i sam też przeszedł mieszkanie, robiąc krótki obchód.
Izzy wywróciła oczami.
CZYTASZ
Mam krew na rękach
FanfictionUkrywanie się, to jedna z jego licznych umiejętności. Jace był tego świadom, kiedy przeczytał wiadomość od Blue. Nie potrafił jednak powstrzymać złości. Tyle lat, tyle bólu, tyle strachu... Znajdę go, pomyślał, zaciskając palce na rękojeści serafick...