Rozdział 39. Team, którego nie rozdzieli nawet koniec świata

605 80 34
                                    


Alec nie próbował nikogo oszukać. Jace przyglądał mu się przez resztę wieczoru, w ciszy usiłując odgadnąć myśli przyjaciela. Okazało się to prostsze niż sądził. Lata izolacji nic nie zmieniły w mimice Lightwooda. Pozornie obojętna mina zdradzała więcej, niźli wampir sobie kiedykolwiek życzył i Herondale był zaskoczony, odnajdując tak wiele znajomych cech.

Trudno było się jednak z tego cieszyć. Wcześniej obserwował sprzeczkę Aleca i Bane'a z daleka, nie mogąc dojść o czym rozmawiają. Alec mówił za szybko, Bane zbyt cicho, by można było ich podsłuchać, a z ruchu warg wywnioskował tylko tyle, że mówią o przeszłości. Wzburzenie Lightwooda było na tyle wielkie, że Jace w obawie przed kolejnym niekontrolowanym epizodem, nasłał na nich Alexa.

Mały szpieg nie sprawił się jednak najlepiej. Jace próbował go potem wypytać o czym rozmawiali, lecz napotkał mur w postaci wampirzej magii. Nie spodziewał się, że Alec posunie się aż tak daleko, ale nie miał mu tego za złe, szczególnie, że chłopcu nic się nie stało. Postanowił jednak sam przed sobą, że ani Clary ani tym bardziej sam Alex, nigdy nie dowiedzą się co zaszło.

Lightwood okazał na tyle dużo rozsądku, że nie protestowal, kiedy młody solenizant zapraszał go do kolejnych zabaw. Ciągany po całym lofcie udawał, że tak jak Alex dobrze się bawi i nawet kilka razy przez jego usta przemknął smutny, ale szczery uśmiech.

Jace'a zżerała ciekawość. Musiał dowiedzieć się o czym rozmawiali. Naprawić to. Cokolwiek Bane powiedział, bo nie wątpił nawet przez sekundę, że to ten zachlany idiota jest winowajcą, Alec zasługiwał na to, by ktoś pomógł mu się z tym uporać. By ktoś, ktoś mądrzejszy od tej dwójki, przemówił im do rozumu.

Nate. Do tego był potrzebny Nate.

Jace z przerażeniem odkrył w sobie tę myśl i pozieleniał na twarzy. Nigdy wcześniej nie posądzał sam siebie o jakiekolwiek ciepłe uczucia względem tego pchlarza oprócz głębokiej fascynacji jego brakiem zahamowań. Tolerował go jako chłopaka Aleca tylko dlatego, że ten skutecznie odpędzał myśli parabatai od pracy. A teraz zaczynał rozumieć, dlaczego Alec aż tak go lubił.

Dreszcz obrzydzenia przeszedł przez jego ciało.

– Drinka? – odezwał się Magnus, pojawiając się tuż obok niego ze dwiema szklankami whisky. – Twój pierworodny zabawia się z wampirem. Pozwól, że wypiję za jego utraconą krew.

– Przestań pajacować – odparł w pierwszym odruchu Jace i przyjął szklankę. Wychylił jeden, mały łyk. Alkohol naprawdę pierwszego sortu zapiekł w język i gardło. – Masz jakiś plan? – zapytał dla zmylenia tropu.

– Plan? – Magnus zamrugał w zaskoczeniu, nie bardzo w pierwszej chwili wiedząc o co może chodzić Łowcy. Oczywiście, był to niezawodny znak, że wypił zdecydowanie za dużo jak na tę noc. – Aaaa... Że z Aleciem? Mam... chyba – przyznał bełkotliwie.

Jace wywrócił oczami i błyskawicznie wyrwał resztkę drinka z ręki Magnusa. Bez słowa odstawił obie szklanki na stoliku niedaleko i złapał za ramiona czarownika, zmuszając go do spojrzenia sobie w oczy.

– Patrz na mnie – nakazał Jace, zniżając głos tak, by nikt go nie usłyszał. – Nie wiem co mu powiedziałeś, ale on ci nie ufa. Cokolwiek chcesz zrobić, on nie zrozumie, że robisz to dla niego, bo zachowujesz się jak skończony sadysta.

– Jestem sadystą – zauważył Magnus i uśmiechnął się półgębkiem. – I Alec doskonale o tym wie, jeżeli rozumiesz, co chcę powiedzieć.

Te słowa zapewne miały zniechęcić Jace'a do drążenia tematu. Prawie się to udało. Łowca zdołał jednak odpędzić nieprzyjemną wizję związanego osiemnastoletniego Aleca i powrócić na ziemię, zanim wyobrażenie zdążyło wymknąć się spod kontroli.

Mam krew na rękachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz