Rozdział 3. Alec oznacza kłopoty

773 96 35
                                    


Magnus przeszedł przez portal chwiejnym krokiem, zostawiając pozostałą trójkę przyjaciół przy stole narad w Sanktuarium.

Jace patrzył jeszcze przez chwilę na miejsce, gdzie zniknęły szczupłe plecy czarownika.

Roztrząsanie zachowań Magnusa nigdy nie należało do jego ulubionych rozrywek. Wręcz przeciwnie. Dawno nauczył się, że wnikanie w psychikę tego konkretnego Podziemnego mogło zakończyć się tylko na dwa sposoby: albo będzie wściekły, albo – co wydawało się mniej upierdliwym rozwiązaniem – zwariuje do reszty. Magnus miał niesamowite umiejętności w dziedzinie uprzykrzania ludziom dni wolnych.

Zastanawiająca była jednak jego reakcja. Jace, mimo skrajnej irytacji na wieść o powrocie Aleca, pod skórą zaczynał czuć już przyjemne mrowienie ekscytacji. Dawno się tak nie czuł. Radość, którą odczuwał była niemal euforyczna. I podobnej reakcji spodziewał się najbardziej właśnie po Magnusie, a mimo to czarownikowi przez całe zebranie towarzyszyła jedynie apatia. Jakby Alec i jego nagłe zmartwychwstanie go nie obchodził. Jace wiedział, że tak nie jest. Całe to zachowanie... ta pozorna obojętność, to wszystko wydawało się sztuczne. Dobrze zagrane, ale wciąż zagrane. Tak samo jak rekcja Clary...

Wzdrygnął się na myśl o żonie, patrząc z niesmakiem w stronę drzwi, za którymi zniknęła.

– Wszystko w porządku...? – zapytała cicho Maia, patrząc na niego z troską. – No wiesz... Między wami.

Jace posłał jej olśniewający uśmiech, ale ten zaraz zbladł w konfrontacji z jej srogim spojrzeniem.

– Nie musisz mówić – mruknęła, nabzdyczonym tonem. – Ale mógłbyś ostrzec, jeżeli to ma w jakikolwiek sposób wpłynąć na tę misję.

– Kłopoty w raju? – zainteresowała się Lily.

Już nie wyglądała na rozbawioną. Pozostawiona sama w towarzystwie Jace'a i Mai straciła pewną siebie postawę. Zamiast tego, zamyśliła się, siadając przy stole i opierając policzek na dłoni. Wzrok miała smutno-nostalgiczny. Okropne połączenie u wampirów, jak zauważył Jace.

– Coś w tym stylu – odpowiedział jej i przeciągnął się na krześle. Zerwany w środku nocy po dyżurze nie miał nawet okazji wypić kawy. Chwilowy wyrzut adrenaliny nie był w pełni skutecznym sposobem na pobudzenie...

Westchnął ciężko i wstał.

– Zaraz wrócę – rzucił do dziewczyn i ruszył w głąb Instytutu.

Mijając stare, ciemne korytarze, zastanawiał się, czy jest gotów na tę konfrontację. Napięcie między nimi a Clary narastało od lat, niczym nie rozładowywane. Teraz atmosferę można by ciąć siekierą z adamasu, a poskutkowałoby to jedynie stępieniem ostrza.

Dotarł do gabinetu żony i zatrzymał się z ręką uniesioną nad drewnem.

Zaczęło się siedem lat wcześniej, wraz ze śmiercią Aleca. Z... rzekomą śmiercią Aleca, poprawił się w myślach i mimowolnie lekki uśmiech zagościł na jego ustach. To był ciężki okres dla nich wszystkich, a napięcia kłębiące się wokół Zimnego Pokoju wcale nie ułatwiały. Jace wiedział jednak, że pokpił sprawę, zostawiając żonę ze wszystkim samą, mimo zapewnień o wsparciu w prowadzeniu Instytutu i dozgonnej miłości. Clary rozumiała, sama miała parabatai, długoletniego, najlepszego przyjaciela, Simona Lovelace'a, ale każdy miałby dosyć...

Tamta noc zmieniła wszystko... Każdą relacje Jace'a, jego światopogląd i zachowanie... Wszystko.

Z ciężkim sercem zapukał. Odpowiedziała mu cisza, ale podświadomie wiedział, że żona tam jest, więc wszedł do środka, bezszelestnie niczym duch.

Mam krew na rękachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz