Rozdział 32.Nadęty książę nadętym tonem nadętego księcia nazywa nadętym księciem

563 81 29
                                    

MAJKU MA 5 Z FILOZOFII! Kto jak ja się cieszy? Kto mi pogratuluje?! Musiałam się pochwalić, wybaczcie. Bo to 5. U najbardziej ZAJEBISTEJ profesorki ever. O.o Trochę żal, że już nie będę jej miała do magisterki... ALE 5 Z FILOZOFII! 

***

Isabelle tupnęła kilka razy, zmuszając nogi do ruchu. Z każdym dniem korzystanie z nich stawało się coraz bardziej irytującą koniecznością, a ona nie znosiła bezczynności. Godziny spędzane przy laptopach lub na "lekkich spacerach" doprowadzały ją do szału. Chciała wrażeń! Treningu! Walki! Walki, ale nie na niby, jak przepychanki wieczorami z Simonem, zanim ten nie przypominał sobie, że żona jest w ciąży. Tylko prawdziwej walki z krwią i trzaskiem bicza. I nie mogła, bo anielski pomiot w jej brzuchu wywijał przy każdej okazji dzikie tańce

A jak na złość Simon nie był fanem bicza w łóżku. Szkoda... Szczególnie, że nadchodził ten etap ciąży, który wprowadzał w jej gospodarkę hormonalną istny chaos.

Westchnęła ciężko. Bycie w ciąży to paskudna sprawa – pomyślała i przeciągnęła się lekko, robiąc na próbę skłon do przodu. Mimo brzucha, rosnącego z każdym dniem, niemal w oczach, wciąż mogła dotknąć mokrego chodnika.

Simon pewnie by ją za takie akrobacje zanudził wykładem o jakiś bzdetach, skurczach, bólach, bla, bla, bla...

Ciszę przeciął ostry gwizd. Isabelle wyprostowała się gwałtownie i skrzywiła, kiedy jej mała, bąblowata córka kopnęła w pęcherz.

– Kocham cię, fasolko, ale jak jeszcze raz tak zrobisz, Razjel mi świadkiem, że twój pierwszy trening będzie drogą przez piekło. Słuchaj mamusi, mamusia wie co mówi, poszła z wujkami na spacer do piekła i z powrotem – wysyczała czułym głosem w stronę brzucha.

Źródło gwizdu zachichotało i Izzy spojrzała w stronę, z której ów dźwięk pochodził. Nie była ani trochę zaniepokojona, nie tylko dlatego, że niewiele osób mogło jej zagrozić, nawet w obecnym stanie. Po prostu wiedziała, z kim miała się spotkać. W promieniu przynajmniej mili była bezpieczniejsza niż pieprzony Harry Potter w gabinecie Dumbledore'a! Tak, miała za dużo czasu wolnego. I to tylko przypadek, że Simon zostawiał jej swoje ulubione serie pod ręką...

Jej oczom ukazał się Alec we własnej, wampirzej osobie. Na ustach brata błąkał się ten sam irytujący półuśmieszek, którym zwykł obdarzać ją, kiedy za dzieciaka robiła jakieś głupoty. Wrażenie to pogłębiała uroda wampira. Nie dało się określić jego wieku. Z tym uśmiechem wciąż wyglądał jak nastolatek. Isabelle pomyślała, że to bardzo niesprawiedliwe. Lubiła swoją pozycję najpiękniejszej z Lightwoodów, a teraz jej własny, starszy brat mu ją powoli wydzierał nieskazitelną cerą pozbawioną zmarszczek!

– Miałeś się odezwać wcześniej – powiedziała z wyniosłą powagą.

– Miałaś nie łazić po nocy z przypadkowymi, nieznajomymi wampirami i siedzieć na tyłku w domu – odpyskował słodkim tonem Alec.

Obok niego szedł ktoś jeszcze, na kogo Isabelle raczyła nareszcie zwrócić uwagę. Zmierzyła go wzrokiem. Był to średniego wzrostu chłopak, w chwili przemiany mógł mieć może dwadzieścia lat. Wampir, jak wywnioskowała z dekadencko-suchotniczego uroku. Blady blondyn i całkiem do schrupania, chociaż kompletnie nie w jej guście. Za to bardzo w typie Aleca.

– Cześć – powiedziała do niego nieprzyjaznym tonem i zmrużyła groźnie oczy. Domyśliła się kto to i wcale jej się to nie podobało. – Alec nie przyprowadza gości.

– Alec strzeże swojej prywatności – odparł wampir, niewzruszony wrogością. – Szkoda, że niewiele to daje, z twojego brata można czytać jak z otwartej księgi – dodał i trącił zaczepnie Aleca łokciem.

Mam krew na rękachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz