Rozdział 40. Halleluja!

705 88 49
                                    

W mediach dowód na to, że dokumenty google ostro shipują maleca.

***

 Alec posłusznie, zupełnie jak nie on, czekał, aż Magnus pożegna się z Jace'm i Clary w drzwiach swojego loftu. Przyglądał się plecom czarownika z nieodgadnioną miną. Zdążył już ochłonąć, pomyśleć nad słowami Bane'a i wyciągnąć własne wnioski. Nie podobały mu się, bo gdy tylko na swój sposób pojął, co Magnus miał na myśli, nie potrafił być na niego zły. A to kłóciło się z całą ideą nienawiści, jaką poprzysiągł czuć do niego, odkąd tylko padły kilka godzin wcześniej.

Dochodziła pierwsza w nocy. Alex, wcześniej zasypiając wtulony w bok wampirzego wujka, nie obudził się nawet wtedy, kiedy jego ojciec podniósł go na ręce. Mruknął tylko przez sen, że będzie bardzo zły, jeżeli nigdy więcej Aleca nie zobaczy. Lightwood jeszcze na długo po tym się uśmiechał.

– Gotowy? – zapytał Magnus, odwracając się w jego stronę.

Alec natychmiast spoważniał.

– Tak, jasne.

Magia zamigotała między palcami czarownika, rozświetlając ciemne pomieszczenie. Po chwili pojawił się portal, a w nim Alec dostrzegł drzwi do swojego mieszkania.

– To... – zaczął niezręcznie, przestępując z nogi na nogę. – Dzięki... Za portal. Za... Za pomoc. Za uratowanie mnie – wymamrotał, spuszczając głowę.

– Podziękujesz mi za chwilę – oznajmił Magnus i pchnął wampira w kierunku portalu. – Podziękowania przyjmuję w formie czeków i kosztownych prezentów – dodał z przekąsem.

Alec nie bardzo rozumiał, co Bane chciał przez to powiedzieć, ale przekroczył portal. Jak zwykle, wyłaniając się po drugiej stronie, poczuł napływającą do ust żółć. Zakręciło mu się w głowie i byłby upadł znowu, gdyby nie czyjeś silne ramie, które owinęło się wokół jego piersi.

– Zdecydowanie wyszedłeś z wprawy – zauważył z krzywym uśmiechem Magnus. Portal zamknął się z cichym trzaskiem za jego plecami.

Alec zamrugał zaskoczony. Bliskość Magnusa znów go poraziła, jak piorun zesłany przez same anioły, by zwalić go z nóg.

– Nie zapraszałem cię – powiedział wolno, starając się, by ton jego głosu nie zniweczył podziękowań sprzed chwili.

I żeby nie zadrżał. A Alec miał przemożną ochotę zadrżeć w ramionach czarownika. Były znajomo ciepłe i silne. Alec pamiętał, aż za dobrze, jak mocne wydawały mu się one, ilekroć podobne sytuacje spotykały go wcześniej. Może czarownik wysługiwał się wtedy magią, ale jakie to miało znaczenie...?

– Nie, ale dzisiaj to ja odpowiadam za to, byś bezpiecznie wrócił do domu – sarknął Bane. On nie miał problemu z byciem wrednym.

Alec wyrwał się z jego uścisku, natychmiast zapominając o delikatności. Bez słowa podszedł do swoich drzwi i już miał naciskać klamkę, kiedy błękitna, jażąca się w ciemności klatki schodowej macka zacisnęła się na jego przegubie. Skóra pod nią zapiekła tęsknie.

– Co znowu? – warknął Lightwood, powstrzymując cisnące się na usta przekleństwo.

Magnus nie odpowiedział, posyłając jedynie magię, by zatkać Alecowi usta. Wampir z ledwością zapanował nad odruchem ugryzienia macki. Wiedział, że to by się dla niego źle skończyło, ale nie odpuścił wściekłego spojrzenia w stronę czarownika.

– Cicho bądź – syknął Magnus w przestrzeń. Skupił kocie spojrzenie na klamce i poruszył dłońmi. Fala błękitnej magii przeniknęła łagodnie przez drewno, znikając w odmętach mieszkania. – Mieszkasz sam... – mruknął, jakby do siebie.

Mam krew na rękachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz