Aleca obudził chrzęst otwieranych zamków. Zerwał się na nogi, zanim jego zaspany umysł zarejestrował z czym ma do czynienia i w ułamku sekundy był przy drzwiach, w jednym susie przeskakując strzaskany taboret w przejściu. Walczyły w nim dwie natury. Jedna sięgnęła po nóż, druga zamarła w nieukojonej tęsknocie. Nie spodziewał się cudów, dawno przestał w swoim życiu na nie liczyć.
Te kilka sekund zanim drzwi się otworzyły, były dla Aleca całą wiecznością. Czuł jego zapach, ale to mogło być złudzenie. Loft na Greenpoint przesiąkł obecnością Bane'a tak dogłębnie, że to mogła być jedynie halucynacja. I kiedy w końcu zobaczył Magnusa, nie wiedział już co ma zrobić.
Sparaliżowało go. Niezdolny do ruchu stał i czekał, nie wiedząc na co, przeklinając siebie za opieszałość i strach. Co powinien zrobić...?
– Alec. – Bane uśmiechnął się promiennie. Zmęczenie na twarzy czarownika ustąpiło uldze i radości. – Zostałeś.
Alec poczuł, że jego serce rozpada się na kawałki. Fragment po fragmencie opadało w dół, ciążąc mu nieznośnie. Ile by dał, żeby w tamtej chwili wrócić do niedawnej obojętności. Ale w obliczu jego uśmiechu nie potrafił.
– J-ja... – zaczął, ale prawda była taka, że nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć. Słowa uparcie nie chciały układać się w zdania.
Magnus rozłożył ramiona. To był prosty gest, łatwy do zrozumienia przekaz. Do niczego cię nie zmuszę, ale jestem tu.
Alec jęknął i rzucił się do przodu.
– Nic ci nie jest! – sapnął słabo, przywierając policzkiem do ramienia czarownika.
Bane powoli zamknął go w uścisku, ostrożnie, wbrew temu, jak zachował się wampir.
– Oczywiście, że nie – zapewnił go cicho, szepcząc te słowa wprost w skroń Aleca. – Już wróciłem. I wszystko ci opowiem, jeżeli chcesz.
Alec nawet nie drgnął, porażony siłą swoich własnych uczuć. Przerażało go to, jak bardzo na niego działał Magnus. Jak trudno było się powstrzymać przed przytuleniem go i jak bardzo tęsknił, kiedy nie było go w zasięgu wzroku. A teraz, kiedy miał go już w ramionach...
Ciało czarownika było tak rozkosznie miękkie i ciepłe. I... uległe.
Alec przesunął nosem po odsłoniętej szyi czarownika, oblizując nerwowo wargi. Chciał go pocałować. Musiał. Czuł się tak, jakby każda sekunda, kiedy tego nie robi, przybliżała go do szaleństwa. Mogło być już za późno. Może szaleństwo już przyszło, pozbawiając Aleca resztek wywalczonej w pocie i łzach stabilności.
Kiedy znów zaczęło mu tak zależeć? Nie wiedział. Nie potrafił sobie nawet przypomnieć chwili, kiedy przestał patrzeć na Magnusa jak na wroga, a teraz nie mógł się od niego odsunąć. Wszystko w nim krzyczało, że to jest właśnie to, czego potrzebował, a kiedy już chciał coś powiedzieć, kiedy nabrał w płuca powietrza, by móc to zrobić, przepadł bezpowrotnie.
– Już dobrze – szepnął Magnus, gładząc opuszkami palców kark wampira.
Alec zadrżał.
– Nie rób tak – wychrypiał błagalnie, tuląc się jeszcze bardziej.
Magnus posłusznie opuścił ręce, ale wtedy Alec poczuł się jeszcze gorzej. Zalała go fala obezwładniającej rozpaczy.
Poderwał głowę, Magnus uśmiechał się do niego łagodnie i chyba chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył. Alec zogniskował wzrok na wargach czarownika i już nie był w stanie się powstrzymać.
CZYTASZ
Mam krew na rękach
FanfictionUkrywanie się, to jedna z jego licznych umiejętności. Jace był tego świadom, kiedy przeczytał wiadomość od Blue. Nie potrafił jednak powstrzymać złości. Tyle lat, tyle bólu, tyle strachu... Znajdę go, pomyślał, zaciskając palce na rękojeści serafick...