Rozdział 31

4.5K 107 19
                                    

Pov. Blake

Mija już miesiąc odkąd udało nam się odbić Vivian. Nadal nie zbliżyła się do mnie jakoś. Bardzo mnie to boli ale rozumiem że potrzebuje czasu. Już normalnie chodzi do szkoły chociaż cały czas jest z chłopakami bądź tą nową grupką znajomych i nie dostępuje ich na krok. Wciąż widać że czegoś się obawia. Często budzi się w nocy przez koszmary. Zauważyłem też że wstydzi się swojego ciała. Nigdzie go nie pokazuje a jest już strasznie ciepło jak to bywa w Kalifornii. Ubiera jedynie długie spodnie i koszulki na długi rękaw. Nie chce zbytnio rozmawiać o tym co się stało ale przynajmniej nie boi się już chłopaków.

Co do Drake'a. Gdy tamtej feralnej nocy uciekł, słuch po nim zaginął. Nadal się nie poddajemy i z całych sił staramy się go znaleźć. Chce żeby cierpiał po tym co wyrządził mojej żonie. Wszyscy z jego gangu zginęli, nawet Cameron więc został sam. Prędzej czy później popełni jakiś błąd a dzięki niemu uda się go namierzyć. Wierzę w to.

Moja rodzina dzwoniła w tym czasie ze dwa razy. Nadal nie wiedza co się stało. Vivian powiedziała że nie chce ich zamartwiać. Ale prawda jest taka że próbuje zapomnieć. Nic nie mówiłem jej ale już dzisiaj wieczorem przyjeżdża sama Crystal posiedzieć ze dwa dni. Chłopacy nie muszą się wynieść w tym czasie a moja babcia będzie szczęśliwa gotując dla tylu osób.

Z myśli wyrywa mnie skrzypienie drzwi. Podnoszę wzrok i natrafiam na Oscara. Podnoszę pytająco brew. Nie zapukał co jest niecodzienne i ma dziwny wyraz twarzy.

- Mógłbyś pójść do sali ćwiczeń?- wzdycham i przecieram twarz rękoma.

- Po co?

- Z Vivian coś się dzieje. - słysząc te słowa nie czekam dłużej i już idę w stronę schodów.

Zbiegam po nich dość szybko a następnie zatrzymuje się przed salą. Niepewnie naciskam klamkę a drzwi ustępują. Wchodzę powoli jakby coś miało mnie zaatakować. Niedaleko ringu zauważam małą brunetkę która bez opamiętania wali w worek. Nie ma żadnych rękawic ani chociażby owiniętych dłoni. Już z daleka może zobaczyć zdarte kostki i krew. Podchodzę szybkim krokiem do niej i łapie za nadgarstek. Ale ona chyba nic nie zrozumiała i wymierza mi cios w twarz. Krzywię się bo siłę to ona ma. Zaczyna mnie boleć trochę szczęką ale nie zwracam na to uwagi.

- Kochanie?- mówię powoli a ona dopiero jakby wyrwała się z transu. Podskakuje przestraszona i syczy, najprawdopodobnie z bólu dłoni.

- O matko, przepraszam cię.- uśmiecham się delikatnie ignorując jej spanikowany wzrok.

- Nic się nie stało.- biore jej poranione ręce w swoje i całuje.- Co się dzieje?

- Nic.- przerywa ale patrze na nią wymownie bo wiem że coś ją trapi- Po prostu...Ugh!- wyrzuciła ostentacyjnie ręce w górę przez co się zaśmiałem. Usiadłem zaraz po niej na zimnej macie.

- Powiedz wprost. Musisz wreszcie wyrzucić z głowy te rzeczy. Minął już miesiąc.- wzdycham.- Wiem ze potrzebujesz czasu ale...

- Nie, już nie o to chodzi. Jest lepiej. Nie myślę o tym ale gdy przychodzi noc wtedy koszmary wracają. Ponownie widzę wszystko co się działo wtedy. Z czasem coraz bardziej mój umysł je wypiera ale...- zauważam ze zaczyna bawić się dłońmi więc znowu łapie ją za nie.

- Ale...? To jest coś ważnego?- przytakuje a ja czekam.

- Nie mogę patrzeć w lustro. - mówi wreszcie po chwili ciszy a ja marszczę brwi- Za każdym razem gdy widzę swoje odbicie robi mi się niedobrze. Czuje się brudna, zniszczona i... taka jak kiedyś. Słaba. Złamał mnie chodź obiecałam sobie że już nigdy tego nie zrobi. Nie chce się do ciebie znowu zbliżyć bo przestałam lubić swoje ciało. A tym bardziej mam wrażenie że jak mnie zobaczysz to odejdziesz.- przeciera mokre policzki a ja nawet nie zwróciłem uwagi na to że zaczęła płakać. Chwytam jej twarz w dłonie a jej spojrzenie kieruje na siebie.

Wypełniasz tą pustkę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz