Rozdział 34

4.1K 103 21
                                    

Wstałam dzisiaj dość późno. Caroline jest zdziwiona że prawie w ogóle się nie odzywam ale złapał mnie dołek. Trochę nad tym myślałam i jestem pewna tego co chce zrobić. Wyjmuje telefon i włączam go. Nawet nie sprawdzam wiadomości i połączeń bo jest ich po prostu za dużo. Ale otwieram jeden czat.

Do Blake:
Naprawdę nie musisz się martwić. Jestem bezpieczna a w razie czego mam broń. Wrócę za jakiś czas i nie będzie on długi. Pamiętaj że cię kocham.

Uśmiecham się i ponownie wyłączam urządzenie.
Podnoszę się i otrzepuje moje szare dresy. Chowam do kieszeni portfel i zbiegam po schodach ignorując wszystko wokół. Ubieram buty i wychodzę. Zarzucam jeszcze kaptur na głowę bo jest lekka mżawka. Wsiadam do pierwszego autobusu który podjeżdża. A po jakiś 10 minutach wysiadam przed tak bardzo znanym mi miejscem. Zamykam swoje oczy na chwile a moje nogi same się poruszają. Przelatuje wzrokiem po numerach alej aż wreszcie zatrzymuje się i czytam napis.

Lily Collins - cudowna matka, żona, przyjaciółka.
Matthew Collins- świetny mąż, biznesmen.

Niech spoczywają w pokoju.

Siadam na ławce obok ich grobu. Powieki zaczynaja mnie szczypać a ja nabieram powietrza do płuc. Jestem tu pierwszy raz od dawna. Zawsze gdy miałam złe dni przychodziłam tutaj i wygadywałam się mamie. Po śmierci Briana, o tym jak traktuje mnie Caroline, o chłopakach których mnie dręczyli i o ojcu który popadł w pracoholizm. Teraz doszła tu kolejna osoba.

- Mamo, tato...- patrze w niebo i przymykam oczy bo zaczęło mocniej padać.- Tak bardzo was przepraszam.- nie wytrzymuje już i padam na ziemie płacząc.- Jestem złą osobą. Ranie każdego któremu na mnie zależy. Tak bardzo kocham Blake ale wyjechałam a on odchodzi od zmysłów martwiąc się. Mamo, tak za tobą tęsknie że aż to boli. Żałuje z całego serca że go nie poznałaś. Mimo tego kim jest to jako człowiek jest jedna z najbardziej kochanych osób jakie znam. Bardzo byś go polubiła. A on napewno by cię pokochał jak mamę która tez stracił. Boli mnie to że nie byłaś przy mnie gdy przeżywałam pierwsze miłości, załamania i gdy brałam ślub.

Biorę głęboki wdech i podnoszę głowę w górę. Krople spływają mi po twarzy a jestem już i tak mokra. Całe spodnie mam w błocie ale nie interesuje mnie to. Niebo jest zachmurzone jakby było już strasznie późno. Patrze na swoje nadgarstki zakryte przez bluze i podwijam rękaw.

- Mamo, przepraszam za to że tak często pragnęłam umrzeć. Że tak często się raniłam i wmawiałam sobie że to mnie uwalnia. A ty tato...- zbieram wszystko w myślach co chce przekazać.- Może po śmierci mamy nie byłeś najlepszym rodzicem ale wciąż wspominam te nasze wspólne chwile jako rodzina. Mimo tego jak mnie traktowałeś i co zrobiłeś kochałam cię. I nie zasłużyłeś na to co się stało. Już dwa razy widziałam jak bliska mi osoba umiera. Potrafi to człowieka zniszczyć. Ale ta jedna rzecz przez która zmieniło się moje życie...tego nie mam ci za złe tato. Poznałam dzięki temu niesamowitego mężczyznę i moją nową rodzine. Dziekuje.- szepcze przecierając twarz rękoma.- Dziękuje że chociaż mnie wychowaliście. Zawsze będę was kochać.

Wzdycham i wstaje z kolan. Ludzie pewnie będą patrzeć na mnie jak na wariatkę ale mam to gdzieś. Wrócę do domu, przebiorą się i wyjdę z Sylvia. Może to prawie 40 minut drogi na piechotę i to w deszczu ale dobrze mi to zrobi. Odwracam się napięcie i ruszam.

- Wrócę tu jeszcze rodzice.- szepcze pod nosem gdy wychodzę z cmentarza.

——-

Wypełniasz tą pustkę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz