Rozdział 11

6.8K 155 13
                                    

Dziś rano pojechała już babcia i siostra Blake'a. Sam chłopak ma za godzinę akcje. Czyli o 18. A chłopcy już wrócili do domu. Leżę na łóżku w już swoim pokoju i właśnie skończyłam czytać książkę. Biore telefon do ręki i przeglądam portale społecznościowe. Przeglądam profil dziewczyn z mojej starej szkoły. Nie przejęły się w ogóle moim zniknięciem. Ale czego się spodziewać po laskach które mnie nienawidziły. Słyszę pukanie do drzwi przez które wchodzi po chwili Noah.

- Hej młoda.

- Jestem tylko rok młodsza wiec nie przesadzaj.- śmieje się i odkładam telefon.

- Dobra już, chce ci tylko powiedzieć że wychodzimy za niedługo na akcje. Będziesz sama w domu.

- Spoko, rozumiem.- następuje chwila ciszy- Nie martw się, nie ucieknę.

- Ja bym już dawno zwiał.

- Podoba mi się tu.- uśmiecham się pod nosem a chłopak promienieje.

- Naprawdę dziekuje że tu jesteś. Przynajmniej mam kogoś w prawie tym samym wieku.

- Uwielbiam cię.- wstaje i przytulam chłopaka.- Wiesz?

- Ja ciebie tez Viv.- macham Noah'owi i idę do łazienki.

Minęła chyba godzina odkąd siedziałam w wannie. Wreszcie wstałam i ubrałam się w piżamę. Wróciłam do pokoju i zobaczyłam że jest już po 18. Jak dobrze wiem jestem sama w domu a chłopacy powinni wrócić za 3 godziny jakoś. Stwierdziłam że zrobie lazanię. Kocham gotować. Schodzę do kuchni i zaczynam wyjmować składniki. Mięso mielone, ser, makaron i kilka innych rzeczy. Po 2 godzinach było już gotowe. Siadam na kanapie w salonie gdy do moich uszu dochodzi jakiś ruch na zewnątrz. Na palcach podchodzę do kamer. Nie ma ochrony. Jednak przyglądam się bardziej i zauważam dwa leżące ciała należące najprawdopodniej do ochroniarzy. Serce zaczyna mi walić. Zaczynam się powoli cofać. Ktoś łapie za klamkę ale drzwi są zamknięte. Zatykam buzie ręką.

- Nikogo nie ma.- słyszę męski szept. Wzdrygam się trochę.

- Mamy zostawić tylko wiadomość i dobrze ze nikogo nie ma idioto. - jakiś drugi z nich warknął wściekłym tonem.

Zaczynaja grzebać w zamku. Cofam się do kuchni i wyciągam nóż. Chowam się szybko w najciemniejszym kącie. Po chwili udaje im się otworzyć drzwi. Dostrzegam dwie potężne sylwetki. Coś tam szepczą ale nie wiem co. Ruszają w moim kierunku. Serce mi się ściska i wstrzymuje oddech. Kładą coś na blacie.

- Musimy zwijać. Zaraz ktoś tu może być a szef jasno się wyraził żeby nikogo nie zabijać teraz.- wciągam powietrze na te słowa. Dopiero po chwili zrozumiałam ze to usłyszeli.

- Kto tu jest?- kucam aby jeszcze bardziej się ukryć.

- Wychodź wychodź! Nic nie chcemy ci zrobić.- rozdzielają się wyjmując pistolety.

Ten wyższy zaczyna iść powoli w moją stronę. Wstaje i zaczynam biec. Słyszę tylko krzyk że mam się zatrzymać. Ale nie zwracam na to uwagi. Jednak jestem niezdarą i potykam się o schody i przewracam się, uderzając głowa o kant szafki. Chwilowo robi mi się niedobrze i ciemno przed oczami. Czuje że stoją obok mnie ale ledwo kontaktuje.

-Zostawmy ją i tak nie widziała naszych twarzy. A on wyraził się jasno że żadnych ofiar i więźniów.

- Dobra. Ale ona i tak może umrzeć. Wbiła sobie nóż w brzuch. - słysze wszystko jak przez mgłę. Dotykam palcami podbrzusza. Wyczuwam lepką ciecz.

- Dlaczego zawsze ja?- mruczę pod nosem na ostatnim tchu.

- Czy to nie jest...- nic więcej nie słyszę bo tracę przytomność.

Wypełniasz tą pustkę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz