Rozdział 35

4.4K 98 34
                                    

Minął kolejny miesiąc. Wszystko układa się świetnie. Jutro kończę szkołę. Niedawno zaczynałam liceum a tu już dorosłe życie. Dziś ostatni dzień normalnych lekcji, chociaż ciężko tak mówić bo nic na nich nie robimy. Będę tęskniła za typowym siedzeniem na stołówce. Jakąś godzinę po tym jak skończę lekcje,  przyleci do Californii Sylvia. Nie mogę się doczekać.

Kolejny raz podnoszę się z łóżka w biegu. Upadam na kafelki w łazience i zwracam całą zawartość żołądka do toalety. Czuje jak brunet zbiera moje włosy i gładzi po plecach. Wyczerpana opieram się o szafkę a Blake pomaga mi wstać. Przepłukuje usta i wracamy do pokoju. Zegarek wskazuje 6:15 więc i tak nie opłaca mi się spać. Kładę głowę na klatce piersiowej chłopaka i wzdycham.

- Vivian, chyba się czymś zatrułaś.- odzywa się cicho a ja próbuje zagłuszyć moje myśli które mówią coś innego.- To już drugi dzień kiedy wymiotujesz.

- Bardzo możliwe. Przed wczoraj wieczorem jadłam na mieście i to może być to.- mruczę a brunet mnie obejmuje.

- Mam nadzieje że niedługo ci przejdzie. Przyjeżdża ta twoja ciocia, przynajmniej tak ją nazywasz. Zostaje na jakoś dwa dni i wraca tak?- przytakuje bo w sumie to prawda.

- Niestety musi wracać szybko bo ma zajęcia taneczne i nie może ich odwołać.- podnoszę się na łokciach i patrze na niego.- Wiesz że cię kocham?

- Wiem to doskonale.- uśmiecha się i całuje mnie w usta. Po chwili przeciągam się i wstaje.

- Śpij sobie jeszcze, ja będę się ogarniała do szkoły. - on jedynie przytakuje i obraca się tyłem do mnie.

Podchodzę do szafy. Jakoś 2 tygodnie temu przeniosłam tu swoje rzeczy. Wyjmuje granatowe jeansy z dziurami, biały top na grubych ramiączkach i ramoneske. Nie zapomniałabym o bieliźnie. W łazience biorę dłuższy prysznic bo i tak mam sporo czasu. Dziś stawiam na naturalność i jedynie nakładam w niektóre miejsca korektor, daje trochę rozświetlacza, tuszuje rzęsy i maluje usta błyszczykiem. Rozczesuje i prostuje włosy. Przeglądam się jeszcze w lustrze i stwierdzam że jest znośnie. Wracam do pokoju i pakuje cicho torbę bo Blake śpi. Schodzę do kuchni i zabieram się za robienie jajecznicy i kanapek. Kończę wszystko gdy jest już 7:20 na zegarku. Słyszę kroki po schodach a w progu staje Matt oraz Noah.

- Cześć.- mówi pierwszy i całuje mnie w policzek. Jasnowłosy robi to samo.

- Jedzcie, ja już zjadłam. Wcześnie dziś wstałam. - tłumacze widząc ich miny. Ale mimo wszystko siadam obok i zaczynam pić moją kawe.

- Dobrze się czujesz?- zaczyna Noah a ja przewracam oczami.

- Tak, jest dobrze.- wzdycham ale od razu zakrywam sobie buzie i biegnę do łazienki na parterze. Kolejny raz wymiotuje. Czyli moje śniadanko teraz jest w toalecie. Smutno. Po chwili wracam do nich i zauważam ich znaczące miny- Co jest?

- Jesteś bardzo blada.- macham ręką na słowa granatowowłosego.

- Czy ty nie jesteś w ciąży?- wypluwam wodę która zaczęłam pić bo innego napoju bym nie przełknęła.

- Czy ciebie do reszty pogrzało? - zaczynam się denerwować bo moje myśli czasami się nad tym zastanawiały. - Nie jestem w żadnej ciąży.

- A pamiętasz jak około 2 tygodnie temu opowiadałaś mi że spałaś z Blake'iem i zapomnieliście się zabezpieczyć?- otwieram szeroko oczy bo kompletnie zapomniałam.

- Nie, błagam tylko nie to.- szepcze i zaczynam szybciej oddychać. Natychmiast podchodzi do mnie Noah.

- Spokojnie, oddychaj powoli.- wreszcie robię to co mówi. - Zrób test najwyżej a jak wyjdzie pozytywny to mogę nawet z tobą do ginekologa pojechać. Bo jestem pewny że nie chcesz mu mówić od razu.- od razu przeczę ruchem głowy.

Wypełniasz tą pustkę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz