Part 2

3.3K 213 70
                                    


Mike

Czym dłużej przeglądałem informacje do najnowszej sprawy, którą miałem się zająć po powrocie z Rosji, tym więcej dzwonków ostrzegawczych rozlegało się w głowie. Zwłaszcza, że klientami był Donovanowie. Trudny i wymagający klient, który zawsze musiał mieć wszystko podane na tacy, z uprzejmym uśmiechem na ustach.

Zginęły kamienie jubilerskie warte dziesięć milionów, na wolnym rynku może ze trzydzieści albo trzydzieści pięć procent ceny wyjściowej. Problemem nie była jednak kradzież. Problem leżał zupełnie gdzieś indziej. Takie kradzieże nigdy nie były przypadkowe i w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przypadków, okazywało się, że to robota wewnętrzna.

Zupełnie nie rozumiałem, co moja szefowa pani ambasador Diania Carmichael usiłowała osiągnąć swoim kolejnym zleceniem. Nie byłem ekspertem od kamieni szlachetnych. Zajmowałem się Bliskim Wschodem, ponieważ idealnie nadawałem się do zadań pod przykrywką. Wystarczyło, że zapuściłem brodę i nie szło mnie odróżnić od lokalnego kolorytu. Okazjonalnie, gdy potrzebowała w Rosji wykonać wymagające najwyższej dyskrecji zlecenie, zwracała się do mnie, wiedząc, że moje doświadczenie na Bliskim Wschodzie i parę lat spędzonych w Moskwie, dało mi unikalny wgląd w stosunki geopolityczne. Oraz najważniejsze – nie miałem też akcentu, który wskazywałby, że nie jestem Rosjaninem.

Ale ta sprawa... To zupełnie nie w jej stylu. Już podejrzewałbym, że przydzieli tej kobiecie bawidamka w stylu Iana Greenwooda, który i owszem wiedział, co robi i potrafił zapewnić bezpieczeństwo klientowi, ale w tym samym czasie, nie miał nic przeciwko krótkiemu, niezobowiązującemu flirtowi, zakończonemu płomiennym romansem.

Trzeba jednak było Dianii oddać, że stworzona lata temu Trade Inc. to była jedna z tych spółek, które potrafiły zdziałać bardzo dużo, kiedy normalne metody nie dawały rady. Mieliśmy zasoby, ludzi i znajomości w miejscach, o których zwykli śmiertelnicy mogliby tylko pomarzyć.

Obejrzałem wcześniej pliki otrzymane od Archera Donovana, na którego zlecenie miałem zapewnić bezpieczeństwo Bell Whitelaw, właścicielce firmy obracającej kamieniami szlachetnymi. Dziesięć do jednego, że spółka należała do holdingu Donovanów. Zdjęcie, które otrzymałem przedstawiało rudowłosą kobietę, patrzącą na ciebie z uporem i determinacją. Bell wyglądała na taką osobę, która w sytuacji ekstremalnej, wymagającej absolutnego posłuszeństwa i współpracy, zmusi ochroniarza do zastosowania radykalnych środków – związać i zakneblować.

Telefon obudził się do życia. Baner wyświetlił wiadomość od kogoś, kogo się nie spodziewałem.

Owen Walker: Musimy pogadać

Biorąc pod uwagę porę roku siedzieli pewnie z Fran na wybrzeżu w chacie Archera. I to nie było byle jakie miejsce. Parę lat wcześniej spędzałem tam dwa tygodnie, usiłując odsapnąć po rozwiązywaniu konfliktu w Rosji. Chata z bali, na otwartym planie, z ogromnym kominkiem w centrum, ale wbrew pozorom dom był całkiem nowocześnie wyposażony, mimo to cieszyłem się, że nie było tam telewizora, za to Internet śmigał aż miło.

Wybrałem numer i czekałem na połączenie. Położyłem telefon obok laptopa a oprogramowane zaprojektowane przez naszych speców, przerzuciło rozmowę z telefonu na ekran. Blond czupryna Walkera pojawiła się w zasięgu wzroku. Zanim się odezwał dostrzegłem sporo szczegółów. W tle widziałem też jego żonę, która miała nos w książce, co w dobie urządzeń elektronicznych było coraz bardziej egzotycznym widokiem.

– Jeszcze jej nie zobaczyłeś, a już wietrzysz kłopoty? – spytał.

– Umiejętność czytania między wierszami – odparłem, wzruszając ramionami – Bywa przydatna i potrafi ocalić ci życie.

Dziesięć Milionów PowodówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz