Part 21

1.6K 159 31
                                    


Grudzień – sześć miesięcy później.

Bell 

Przyjęcia świąteczne były koszmarem każdego pracownika. Trzeba było znów spędzać czas z ludźmi, z którym przebywałeś osiem godzin w tym samym pomieszczeniu. Mój kontrakt pracowniczy nie obejmował bycia towarzyskim rajskim ptakiem, a konkretną pracę do wykonania. Owszem, było miło, kiedy praca odbywała się w przyjemnej atmosferze, ale równie dobrze mogłabym pracować na równiku, z dala od ludzi, i być równie efektywna, jak nie bardziej.

Tak więc odwalona jak szczur na otwarcie kanału uśmiechałam się, żartowałam i udawałam, że jestem zajebiście wyluzowanym kwiatem na tafli jebanego jeziora. Jutro pewnie będę miała nerwowy tik po tych wszystkich sztucznych rozciągnięciach ust. W udawaniu jednak byłam mistrzynią. Udawałam od paru miesięcy, że wszystko jest w porządku, kiedy ewidentnie nie było.

– Wiesz – zagadnęła Sylvia, odrzucając grzywę platynowych blond włosów przez ramię. Ubrana w złotą sukienkę z cekinami wyglądała przy tym nieco jak lew z reklamy Liona. Brakowało tylko spektakularnego ryku i lektora w tle „poczuj w sobie siłę lwa". – Byłam trochę zawiedziona, kiedy zaczęłaś u nas pracować. Ale teraz wcale się nie dziwię, że zostałaś nam polecona. Jesteś całkiem fajną szefową.

– Dzięki, Sylvia.

Jedynym słowem, jakie wyłowiłam z alkoholowego bełkotu, było „polecona". Polecona! Zostałam polecona do tej pracy. Nie przyjęli mnie, bo byłam dobra, bo miałam świetne CV, doświadczenie, tylko „z polecenia". Mój świat znów się zatrzymał.

– Przepraszam na chwilę.

Przez moją głowę przebiegało tysiące myśli i scenariuszy. Kto pociągnął za sznurki, żebym dostałam tę pracę? Mike? Archer? Walker? Kuj żelazo póki gorące – namawiał mnie mózg. Znalazłam Granta, mojego szefa, w tłumie pracowników niedaleko baru.

– Możesz mi poświęcić minutę?

– To jest przyjęcie świąteczne, Annabell – odparł z ciepłym uśmiechem. – Jesteśmy tu, by się cieszyć, jeść, pić i miło spędzać czas.

Uniósł kieliszek w toaście.

– Oczywiście – odparłam, wtórując do toastu.

Pochylił się do mojego ucha.

– O cokolwiek chodzi, zajmiemy się tym jutro – wyszeptał.

Skłoniłam lekko głowę.

– Jak sobie życzysz.

Pogrążyliśmy się w konwersacji z innymi, ale niepokój po słowach Sylvii nie dawał mi spać przez pół nocy. Siedziałam w ciemności dywagując komu znów coś zawdzięczam, kiedy spaliłam za sobą każdy most, razem z wioską i mieszkańcami, nie bacząc na konsekwencje Ktoś kto powiedział, że najgorszym więzieniem, z którego najtrudniej uciec jest swój własny umysł miał absolutną rację! Dopiero kieliszek wina pozwolił mi zasnąć.



Bell 

Następnego ranka część pracowników zgłosiła chęć pracy z domu. Nie mogłam się temu dziwić – ilość wypitego alkoholu zawstydzała każdy pub w piątkowy wieczór. Dziwiłam się tylko, jak niektórzy koło północy nadal stali o własnych siłach. Część z nich wypociła alkohol na parkiecie, a stan powrotu do trzeźwości za bardzo im nie odpowiadał, więc urządzali wędrówki ludów do baru po kolejnego drinka lub piwo. Wszystko po to, by znów na parę chwil zatonąć w oparach alkoholu i zapomnieć o wszystkich troskach dnia dzisiejszego, które wrócą z mocą już jutro po wytrzeźwieniu.

Dziesięć Milionów PowodówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz