Mike
Wciąż odczuwałem skutki zmiany strefy czasowej po powrocie z Moskwy. Nie dane mi jednak było solidnie odpocząć. Diania wbrew obietnicy wezwała mnie dziś rano, zlecając to zadanie naszej koordynatorce biurowej. Ściągnęła mnie telefonem z łóżka cztery godziny po tym, jak się położyłem. „Taka branża" usłyszałem przepraszający głos Tammy, kiedy nie odezwałem się ani słowem.
Z przyzwyczajenia zaparkowałem jak najdalej od wejścia głównego. Czerwony ford wtoczył się lekko na parking sekundy po mnie, a ze środka wysiadły najpierw długie nogi w szpilkach. Nie jakichś tam szpilkach, tylko czarnych. Na platformie i z czerwonymi podeszwami. Powiodłem wzrokiem do góry. Nasza najnowsza klientka – Annabell Whitelaw. Dziesięć milionów powodów w kamieniach jubilerskich.
Zatrzasnęła lekko drzwi, kierując się do wejścia. Byłem na tyle blisko, że doszedł mnie jej głos.
– Nie jestem jednym z twoich skautów, Archer – wycedziła.
A więc istniał ktoś poza żoną, kto mówił temu chujowi „nie". Interesujące.
– Nie dam się zepchnąć do defensywy.
Cokolwiek odpowiedział, nie była z tego zadowolona. Poruszyła szczęką i przymknęła na chwilę oczy.
– Nie mam czasu na bezsensowne dyskusje. Nara.
Odsunęła telefon od ucha i rozłączyła się. Uniosłem brew, ale nie powiedziałem słowa, gdy otwierałem jej drzwi wejściowe. Rzuciła uprzejmie „dziękuję", chowając telefon do kieszeni marynarki, po czym zatrzymała się przy biurku Tammy.
Ja natomiast otworzyłem kartą o drzwi i przeszedłem do części biur. Zamieniłem parę słów z informatykami, zrobiłem sobie szatańsko mocną kawę, a Dianię znalazłem w tzw. „szklarni", czyli małym pomieszczeniu z weneckimi lustrami, pomiędzy czterema salami konferencyjnymi. Przywitała mnie uniesieniem brwi, a ja bez słów uniosłem kawę w prześmiewczym pozdrowieniu.
Przyjrzałem się uważnie siedzącej za szybą kobiecie. Elegancka ołówkowa sukienka, wysokie szpilki. Z sposobu, w jaki stała, można było wywnioskować, że buty były wygodne. Nieco blada, ale kto by nie był, mając przed sobą perspektywę trzech ciał i zaginionych kamieni jubilerskich o wartości dziesięciu milionów dolarów? Jedyną oznaką zdenerwowania był palec, którym stukała o zgięcie łokcia.
Crissy otworzyła drzwi i wprowadziła dwóch agentów FBI do sali konferencyjnej obok tej, w której była Bell.
– Wszystkie piłki w grze – mruknęła Diania.
– Dziewczyna ma stalowe nerwy. Gra, jakby ją to wszystko wcale nie obchodziło.
– To nie jest gra. Bell ma stalowe nerwy, przecież zadaje się z Donovanami.
– Jaka jest nasza rola?
Spojrzała na mnie w taki sposób, że byłem pewien, że właśnie ugryzła się w język i nie będzie ciętej riposty.
– Twoja rola jest taka jak zawsze. Mieć oczy otwarte, a klienta żywego.
Oparłem się o ścianę.
– Archer potrafi się bronić sam.
– Daj spokój, Mike – ostrzegła. – Ona nawet nie jest taka ładna.
– „Ładna" to pojęcie względne.
– Co cię do niej ciągnie?
– Słyszałem jej rozmowę z Archerem na parkingu. I te buty!
Diania uśmiechnęła się lekko.
– W jej przypadku rudy to nie kolor, to charakter.
– Czy jej kolor włosów jest naturalny?
![](https://img.wattpad.com/cover/256807760-288-k596142.jpg)
CZYTASZ
Dziesięć Milionów Powodów
RomanceWarte 10 milionów kamienie jubilerskie, które moja firma dyskretnie transportowała, zapadły się pod ziemię! Pójdziemy na dno. Jeśli już nie poszliśmy. Żadna firma się po czymś takim nie podniesie. Ten biznes opiera się na reputacji. Miałam dziesię...