Bell
Zaproszenie na przyjęcie od Helen przyszło niespodziewanie. Niby mnie uprzedziła, jak byłyśmy ostatnio na kawie, ale nadal byłam zaskoczona. Ona i James byli w związku i podobno robiło się poważnie. Ten związek rozwijał się w tempie, które mnie martwiło. W ciągu zaledwie dwóch miesięcy byli nierozłączni! Jakby nie mogli bez siebie żyć.
Cieszyłam się razem z nią i jednocześnie żałowałam, że ja wciąż tkwię w czarnej dziurze z Mike'em. Było mi w życiu źle. Teraz już wiedziałam, jak fenomenalne smakuje namiętność, jeśli mężczyzna jest właściwy.
Usiłowałam się skontaktować z Mike'em, potem z Dianią, gadałam nawet parę razy z Tammy, ale nikt nie był mi w stanie powiedzieć, czy mój facet dotrze na czas. Przepłakałam dwa wieczory. Przez kolejne wymyślałam, na czym świat stoi. Na końcu pojechałam sama. Na ostatnią chwilę nie mogłam na nikogo liczyć. Przez moment rozważałam Granta, ale porzuciłam ten pomysł, bo był niezwykle idiotyczny.
James okazał się być właścicielem ziemskim z tytułem szlacheckim nadanym rodzinie po tysiąc setnym roku! Ta sama rodzina miała smykałkę do interesów i obecnie połowa hrabstwa należała do nich. A właściwie do Real Estate Agency. Kasa sama do nich płynęła.
Helen prowadzała się zatem z angielską arystokracją. Z wrażenia po otrzymaniu zaproszenia kupiłam sobie podręcznik dobrego wychowania! Nie chciałam się zbłaźnić przed ludźmi, których wychowywano do uczestniczenia w takich eventach.
Kupiłam sobie na tę okazję wystrzałową sukienkę, żeby poczuć się jak milion dolarów. Nawet zainwestowałam w makijaż! Pilnowałam, żeby nie kroczyć jak jednodniowe cielę w wysokich szpilkach, i uśmiechałam się do gości uprzejmie, choć po prawdzie nikogo nie znałam. Najgorszą zmorą w moim życiu było poznawanie nowych ludzi. Jak byłam młodsza, to było zajebiste, bo wystarczyło zagadać. Teraz wolałam stać w kącie sama, niż to zrobić.
Dom był bajeczny. Lustrzana sala balowa, w której odbywało się przyjęcie, była fantastyczna. Wpatrywałam się w freski na suficie, przedstawiające sceny z greckiej mitologii. Chyba. Generalnie dużo nagich ludzi. Każda scena rozdzielona złotymi ornamentami. Przepych i bogactwo było widać wszędzie. I – co najważniejsze – wieki rodzinnych tradycji kultywowanych przez pokolenia. To się czuło w każdym detalu.
Minęło pół godziny, odkąd się pojawiłam, a Helen nigdzie nie było widać. Zamieniłam kilka słów z Marie, którą poznałam na ostatnim babskim wieczornym drinku, ale ona była bardziej zafascynowana byciem u boku Gary'ego niż dotrzymywaniem mi towarzystwa. Nie mogłam mieć jej tego za złe. Patrzyła na niego jak w obraz świętego. Wielbiła każdy jego krok. Gary dobrze wyglądał, był przystojny, elegancki i szarmancki.
Ale nie był Mike'em – podsunął od razu mój mózg. – Nikt nie był Mike'em.
Nie mogłam wyjść, dopóki nie porozmawiam z Helen. Jezu, gdzie ta dziewczyna się podziewa?! Może udam, że auto mi się popsuło? I czy naprawdę ktoś zauważy, że mnie nie ma? Wątpliwe! Wysłałam jej SMS, ale nie odpisała. Czy byłam zdziwiona? Absolutnie nie! Zakochanym kobietom padało na mózg gorzej niż pacjentom szpitali psychiatrycznych. Uzależniały się emocjonalnie w stu procentach od swoich partnerów, zapominając, że przyjaciółka może dać ci równie dużo szczęścia.
Spojrzałam na swój kieliszek. Był pusty. Tych rozważań nie dało się kontynuować bez alkoholu! Dużej jego ilości! Rozejrzałam się, gdzie by tu dostać jakąś wielką dolewkę.
– Pomóc? – Ciepły, miękki głos zabrzmiał w moim uchu niemal jak muzyka.
Przeniosłam oczy na mężczyznę. Był wysoki. Ja w szpilkach miałam niemal sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, ale do niego musiałam nieco podnieść głowę, żebyśmy się spotkali wzrokiem. Milutko. Czarne włosy ułożone na bok, dłuższa grzywka i ciemne, błyszczące radością oczy nadawały mu charakteru zabijaki. Przesunął się nieznacznie. Zerknęłam na obraz za nim i brwi podjechały mi do góry. Albo na ścianie wisiał jego portret, albo... Spojrzał w tym samym kierunku. Uśmiechnął się.
CZYTASZ
Dziesięć Milionów Powodów
RomantikWarte 10 milionów kamienie jubilerskie, które moja firma dyskretnie transportowała, zapadły się pod ziemię! Pójdziemy na dno. Jeśli już nie poszliśmy. Żadna firma się po czymś takim nie podniesie. Ten biznes opiera się na reputacji. Miałam dziesię...