Part 6

2.2K 180 157
                                    


Bell

Telefon zaczął dzwonić, kiedy otwierałam drzwi do apartamentu. Jedną ręką wciąż walczyłam z zamkiem, a drugą usiłowałam znaleźć komórkę. Archer. Super. Zdusiłam w sobie chęć dotknięcia „odrzuć". Nie byłam w nastroju na kolejną cholerną wojnę słowną z szefem. Nadal nie mogąc przekręcić klucza, dotknęłam zielonego kółeczka i odebrałam.

– Odmówiłaś ochrony. – Archer nie bawił się w subtelności ani ze swoją żoną, ani z nikim innym.

– Poczekaj – poprosiłam, nadal szarpiąc się z drzwiami. Nic nie szło tak, jak powinno od paru dni! – Cholera.

– Co się stało?

Naparłam na drzwi ramieniem. Może się coś zablokowało? Wyraźnie słyszałam, jak bolce odskoczyły, ale drzwi nadal nie chciały ustąpić. Gdzie ja o tej porze znajdę ślusarza? Poziom wkurwienia rósł nieproporcjonalnie do upływającego czasu. Za chwilę zacznę z wściekłością walić w drzwi pięściami.

– Nie mogę otworzyć drzwi wejściowych do apartamentu – wycedziłam, starając się opanować. To przecież nie była wina Archera, więc czemu miałabym przelewać na niego swój fatalny humor? Miał dosyć własnych zmartwień, nie potrzebował jeszcze emocjonalnych ścieków ode mnie.

– Odejdź od drzwi.

Jego głos był tak stanowczy, że nawet bym nie pomyślała, aby go zignorować. Cofnęłam się o krok i spojrzałam na drzwi podejrzliwie.

– Co jest?

– Nie rozłączaj się. Zaraz do ciebie wrócę.

Słyszałam ciche miauczenie dochodzące z pokoju. Pandora. Jeśli coś jej się stanie... Nie chciałam kończyć tej myśli. Niedawno musiałam pozwolić odejść sensowi mojego istnienia – piętnastoletniemu Lolkowi.

– Olsen i tak jest już w drodze do ciebie – doszły mnie spokojne słowa Archera.

Westchnęłam. A teraz będę mieć nianię! Znów podskoczył mi poziom irytacji.

– Nie widzę potrzeby.

– Ważne, że ja ją widzę.

– Nie stać mnie na ochronę, Archer – argumentowałam, wracając do nierównego starcia z drzwiami.

– Myślę...

– To przestań.

– To może być bomba.

Cofnęłam się o krok. Czy mógł mieć rację? Zmarszczyłam brwi. A może po prostu usiłował mnie nastraszyć, żebym poczekała na Olsena?

– Niezła próba – odparłam i ponownie podeszłam do drzwi

– Posłuchaj...

– Pieprz się i przestań mnie straszyć – przerwałam mu. – Nie mam nic do stracenia.

– Ale ja mam.

– Jaki pech – mruknęłam.

Po raz kolejny spróbowałam swoich sił w starciu z zamkiem. W przypływie złości kopnęłam drzwi z całych sił i zaraz potem zacisnęłam usta, czując ból w placach. Szpilki na platformie nie były obuwiem do zadań specjalnych, ale to i tak lepsze niż goła stopa albo pięść.

– Jestem dość wysoko ubezpieczona, zwróci ci się wszystko z nawiązką.

– Kurwa.

– Patrz, a jednak potrafisz przejść do porządku dziennego nad tym, że nie możesz mnie w tej chwili kontrolować.

Dziesięć Milionów PowodówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz