Part 28

1.8K 160 112
                                    


Bell 

Kolejny wilgotny, upalny dzień. Cudownie! Ledwo wyszłam spod prysznica, a już mogłam tam wracać. Wszystko było okay do momentu, aż nie musiałam opuścić strefy klimatyzacji. Lepiłam się od potu nawet w bawełnianym topie na ramiączkach i krótkich spodenkach. Czy powinnam wspomnieć o moich ocierających się udach? Może i schudłam, ale moje nogi nadal ocierały się o siebie niemiłosiernie. Australia była cudowna, ale wilgotność rzędu dziewięćdziesięciu dziewięciu procent nie była pożądana. Zawsze marzyłam, aby wyglądać dzięki niej jak Król Lew.

Archer, Mike i Walker stali parę metrów od nas. Stanowili imponujący widok, i to wcale nie dzięki skarpetom założonym do sandałów. Tych nie mieli. Po prostu w porównaniu do Australijczyków nie wydawali się aż tak wysocy. To jeden z powodów, dla którego tak mi się tu podobało. Niby ubrani na luzie w szorty, koszulki i sandały, a Walker nawet japonki, ale było w nich coś takiego, że zatrzymywałaś wzrok. Mike, wiadomo, był ogłupiająco przystojny w moich kategoriach wymagań i miał podniecające ciało. Zerknęłam na jego dłonie. Nie żeby mógł nimi przewalać węgiel, ale... wiedziałam, do czego były zdolne: do ekstremalnej delikatności, trzymania broni i do zadawania bólu.

– Kiedy miałam dwadzieścia lat, uważałam, że czterdziestolatkowie stoją na krawędzi grobu.

Diania parsknęła nieelegancko.

– Mike i Tony mają po trzydzieści dziewięć, Archer trzydzieści siedem, a Walker skończy trzydzieści pięć w przyszłym miesiącu.

Uniosłam brwi w zdziwieniu.

– Czy jest coś, czego nie wiesz? – Starałam się, aby nie brzmieć sarkastycznie.

– Mało prawdopodobne, jeśli chodzi o mojego brata. – Wzruszyła ramionami. – Albo firmę. Albo rodzinę.

– Cholera – wyrwało mi się na wydechu. Wciąż zapominam, że jest jego siostrą. Zerknęłam na Mike'a. Nie byli do siebie podobni.

– Poczekaj, aż poznasz moje inne siostry – mruknęła.

– Nie czytaj mi w myślach.

– Jesteś jak otwarta książka.

– O tobie tego nie można powiedzieć – mruknęłam.

– Lata praktyki w Departamencie Stanu.

Otworzyłam usta, ale nie wydostało się spomiędzy nich nic poza kolejnym soczystym polskim przekleństwem. Diania się uśmiechnęła.

– Ja bym uważała. Mike rozumie całkiem sporo. A już na sto procent zna wszystkie przekleństwa.

Spojrzałam na nią uważnie, po raz kolejny zadając sobie w głowie pytanie, jak – u cholery – udawało jej się nie być spoconą?!

– Zrobię z siebie idiotkę, jeśli przyznam, że twoje imię i nazwisko nie jest prawdziwe?

– Byłabyś, gdybyś uważała inaczej – przyznała z kpiną.

– Pracowałaś dla Departamentu Stanu?

Diania parsknęła śmiechem.

– Nadal tam pracuję.

Czułam się jeszcze bardziej skołowana tymi odpowiedziami. Jak na rasowego introwertyka przystało, zacisnęłam usta i skrzyżowałam ramiona na piersi. Nie powinnam pytać. Czemu nie potrafię się zamknąć? Powinnyśmy porozmawiać pogodzie?

– Jeszcze zacznij tupać nogą – poradziła z humorem.

– Po prostu nie rozumiem.

– Po prostu stój spokojnie i wyglądaj ładnie – sarknęła.

Dziesięć Milionów PowodówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz