part 24

1.6K 147 40
                                    



Bell

Usłyszałam strzelanie palców. Gdzieś blisko, chyba obok ucha. Głowa bolała niemiłosiernie, a w ustach czułam suchość. Starałam się uchylić powieki, ale światło raziło. Jakby moje nerwy były podrażnione.

– Dochodzi do siebie – powiedział męski głos.

– Naprawdę naiwnie myślałaś, że się wam uda?

Pulsowanie w głowie nie ustawało. Poczułam mdłości. Słodka ślina spłynęła mi do gardła. Boże, o czym ta kobieta mówi? Jej głos był jednak w jakiś sposób znajomy.

– Sprawdź, czy nie ma na sobie żadnych lokalizatorów.

– Tylko telefon – odparł męski głos.

– Wyłącz go i wyjmij baterię.

– To iPhone – zaprotestował.

– To go zniszcz.

A tak lubiłam ten telefon! Nagle przyszedł mi do głowy Tail. Oby nikt nie zauważył małego szarego kwadracika dającego lokalizację z dokładnością do trzech metrów.

Mike, mam nadzieję, że Yaro nadal jest twoim przyjacielem.


Mike

Coś było nie tak. Czułem to pod skórą. Mój siódmy zmysł nadawał głośny komunikat o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Zbiegłem na dół do recepcji. Nikt nie widział Bell. W końcu jedna z recepcjonistek przyznała, że widziała ją, jak schodziła po schodach. Sięgnąłem po telefon i pobiegłem we wskazanym kierunku.

– Bell zniknęła – rzuciłem do słuchawki po nawiązaniu połączenia.

– Będę na dole za minutę.

– Piętro niżej niż recepcja. Po lewej są szerokie schody prowadzące w dół. – Rozłączyłem się.

Przy załomie korytarza coś zwróciło moją uwagę. Na podłodze leżało coś błyszczącego, co odbijało światło. Wisiorek, który Bell miała rano na szyi. Wyrzucałem sobie w myślach, że nie powinienem jej odstępować na krok. Słysząc ruch za sobą, odwróciłem się z bronią gotową do użycia. Opuściłem ją, gdy zobaczyłem Walkera. Pokazałem mu, co znalazłem.

– Jedyne pytanie: kto?

– Mało mamy wrogów? – mruknąłem.

– Nigdy nie używaj tego jako powodu, by się nie wiązać.

– Ona nawet nie umie się bronić.

Wróciliśmy do recepcji. Jakoś nie musiałem się zbytnio namęczyć żeby nam pomogli. Praca w ochronie była wystarczająco nudna, żeby móc na chwilę się oderwać. Piętnaście minut później oglądaliśmy nagrania z kamer ochrony. Bell sprawdzała coś na telefonie, schodząc po schodach.

– Na tym rogu nie ma kamery, ale może z drugiej strony będzie coś widać – powiedział szef ochrony przepraszającym tonem.

Druga kamera pokazała jedynie, jak dwie osoby na siebie wpadły, a potem ktoś wyniósł na rękach Bell wyjściem awaryjnym na parking dla personelu. Zakładałem, że musiał być to facet, ponieważ Bell nie należała do zabiedzonych wieszaków. Była mięciutka i dokładnie taką kochałem ją ponad życie.

Jakość obrazu była tak fatalna, że nie udało się nawet odczytać numerów auta. Jak w dwudziestym pierwszym wieku można było sobie pozwolić na takie gówno w tak dobrym hotelu?

Dziesięć Milionów PowodówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz