Bell
Hotelowy bar tętnił życiem. Ludzie pili piwo czy drinki i byli pogrążeni w rozmowach. Londyn jak co wieczór wylegał na ulice po długim dniu pracy. Korposzczury usiłowały odetchnąć, naiwnie wierząc, że odpowiednia dawka alkoholu pozwoli im się zrelaksować i zapomnieć o wkurwiającym szefie bądź targecie, którego nie będą w stanie w tym miesiącu osiągnąć. Wszystko było lepsze niż powrót do własnych lub wynajmowanych czterech ścian, które być może obrastały lokalnym grzybem, gdzie sąsiedzi z dołu znów będą się kłócić do upadłego.
Usiłowałam zachować pozory elegancji w moim butelkowozielonym spodnium od Miss Candyfloss. Miało skromny dekolt, ale podkreślało talię i miało to coś, co sprawiało, że mogłabyś iść w nim zarówno na elegancką kolację, jak i na piwo z koleżanką. Ponieważ nie wyglądało, żebyśmy się wybierali na jakikolwiek maraton, nałożyłam szpilki.
– Ty i Archer? – zapytał Adrian po pierwszym drinku.
– Ma dziesięć milionów powodów, żeby mi pomóc.
Rozparł się wygodnie na swoim krześle. Wyglądał całkiem nieźle w granatowej koszuli i czarnych eleganckich spodniach. Przynajmniej jemu nie trzeba było mówić, jak ma się ubrać na drinka w hotelowym barze. Zakładałam, że jego żona wytresowała go pod tym względem. Jedno, co mnie zaskoczyło, to to, że zamówił piwo w butelce.
– Jakoś nigdy nie widziałem w nim typa altruisty.
– Tylko kawał chuja? – zasugerowałam, na co się uśmiechnął. – A nie, to widziała w nim jego żona. Nie zrozum mnie źle, uwielbiam ich oboje i cieszę, się, że spodziewają się potomka.
– Jak na kawał chuja... – zawiesił głos.
– Kiedy wyemigrowałam ze swojego kraju i przeniosłam się do Wielkiej Brytanii... – zaczęłam, ale Adrian uniósł tylko brew w zaskoczeniu. – Nie mów, że nie czytałeś moich akt.
Upił piwo, zanim opowiedział:
– Czytałem, ale nie zawarto w nich takich subtelności jak uzasadnienie wsparcia. W końcu mógłby zgarnąć kasę z ubezpieczenia, ciebie rzucić na pożarcie policji i mieć to z głowy.
Pociągnęłam drinka przez słomkę.
– Czy mówimy o tym samym Archerze? Słyszałeś o przypadku, kiedy on robi coś „po prostu"?
– Nie. Więc?
Upiłam porządny łyk.
– Słyszałeś, że Jason wdepnął w niezłe gówno jakiś czas temu?
– Kto nie czyta gazet?
Skrzywiłam się. Media nie były moimi ulubieńcami. Z idiotycznej rzeczy potrafiły nakręcić niemal lincz, więc pod tym względem byłam naprawdę ostrożna w wysuwaniu poglądów i tworzeniu tez. Zanim w coś uwierzyłam, robiłam porządny research, żeby nie wyjść na debila.
– W gazetach nie napisano, w jaki sposób Inc. odzyskało pewnie bardzo cenny bursztynowy transport po międzynarodowej aferze. Pracowałam wtedy w firmie zajmującej się transportem na całym świecie, notabene robiłam płace. Ponieważ było mi wiecznie mało zajęć, a jestem multizadaniowcem i muszę coś robić, poproszono mnie o przygotowanie manifestów do faktur. Sprawdzanie numerków i takie tam – bagatelizowałam. Tak naprawdę nie chciałam wracać do tych wspomnień. – Znalazłam coś, czego nikt nie chciał znaleźć. Jeden z inspektorów wpisał błędne dane i papier krążył sobie w wirtualnym świecie. Ktoś czegoś nie zaakceptował, ktoś odrzucił i voilà! Śmietnik gotowy. A ja po prostu wysłałam maila do odpowiedniej osoby.
CZYTASZ
Dziesięć Milionów Powodów
RomanceWarte 10 milionów kamienie jubilerskie, które moja firma dyskretnie transportowała, zapadły się pod ziemię! Pójdziemy na dno. Jeśli już nie poszliśmy. Żadna firma się po czymś takim nie podniesie. Ten biznes opiera się na reputacji. Miałam dziesię...