Rozdział 17.

4.7K 259 27
                                    

CHCECIE WALENTYNKOWY SHOT?

#

~ ANASTASIA ~

Zawiesiłam wzrok na zegarku, przewracając się na bok. Moja głowa spokojnie leżała na poduszce. Sprawdziłam godzinę, było po dziewiątej. Niewyspana przetarłam oczy, po czym zamknęłam je, mając nadzieję, że uda mi się ponownie zapaść w sen, jednak to nie przyniosło zamierzonego efektu. Podniosłam się na łokciach, odczuwając znaczne zmęczenie i ból w okolicy skroni. Połowę nocy zarwałam przez nieodpuszczające wyrzuty sumienia, do których doszedł później ból brzucha, najprawdopodobniej spowodowany ciążącym na mnie poczuciem winy. Dopiero około jedenastej zebrałam się na odwagę, żeby spróbować zwymiotować, jednak to okazało się niespodziewanie trudne, przez co męczyłam się kolejne dwie godziny, aż za drugim podejściem udało mi się.

Wstałam powoli, spodziewając się zastać dom pusty. Moje podejrzenia okazały się słuszne, wszędzie panowała niezakłócona niczym cisza. Westchnęłam i włączyłam stację muzyczną w telewizji, nie mogąc tego znieść. Kilka rytmicznych piosenek nieco mi pomogło i zdecydowałam się nawet zjeść śniadanie.

Co jest niskokaloryczne, pomarańczowe i leży w koszyku przede mną?

Wzięłam z blatu pomarańczę, aby ją obrać i zjeść.

To chyba wystarczy na śniadanie?

Skierowałam się na górę, żeby przebrać się, uczesać i wykonać kilka innych podstawowych czynności. W między czasie odczytałam dwie wiadomości, od Lukey'a i Nicole. Oboje prosili o spotkanie dzisiaj. Przygryzłam wargę, zastanawiając się nad tym. Podejmując dość szybko decyzję, odpisałam blondynowi, że nie mogę z nim dzisiaj wyjść i przyjaciółce, że spotkamy się u niej.

Słońce wyszło zza chmur, co sprawiało, że bardziej chciało mi się żyć. Lato było moją ulubioną porą roku. Pozbierałam się, aby móc odwiedzić Nicky. Droga na przystanek zajęła mi kilka minut, a następne trzy czekałam na autobus, który dowiózł mnie prawie pod dom Green. Szłam powoli chodnikiem, przyglądając się każdemu mijanemu budynkowi. Zaśmiałam się cicho, widząc jak bardzo różowa rezydencja Clifford'ów wyróżnia się spośród pozostałych, zwyczajnych domów. To było na swój sposób słodkie, ale ich rodzinę uważano za dziwną.

Pominęłam uroczy dom, kierując swoje kroki do budynku znajdującego się obok. Dom Nicole był dużą posiadłością, a właściwie typową willą i dzielił ogrodzenie z rodziną Michael'a.

Zadzwoniłam do drzwi, czekając aż otworzy je gosposia, jednak spotkało mnie miłe zaskoczenie, kiedy osobiście powitała mnie przyjaciółka. Przytuliłam ją, po czym poszłyśmy do jej pokoju, bo jak wyjaśniła, miała problem, który chciała ze mną obgadać.

- O co chodzi? - spytałam, opierając się o oparcie kanapy, uprzednio odmawiając ciastka.

- No więc... To nie proste.

- Zakochałaś się, czy coś? - zapytałam pół żartem, pół serio. Tak, tak, ubezpieczałam się w ten sposób, gdyby nie było jej do śmiechu. I słusznie, bo nie było.

- Czy coś - westchnęła, przykładając dłoń do policzka. - Kojarzysz Michael'a Clifford'a, prawda?

- Tak, jasne, ale czemu...

- To on.

- Co on?

- To w nim się zakochałam. Huh, jednak to było proste, a myślałam, że nie uda mi się tego powiedziać, ale jednak, od razu mi lepiej... - mówiła, a ja zszokowana nie potrafiłam zebrać myśli.

- Przecież on jest chory psychicznie - powiedziałam nieprzytomnie, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

- Nie, nie jest. Nie powinno się oce-

- Przepraszam. Okay? Nie chciałam tego powiedzieć, po prostu wszyscy tak uważają.

- Wiem. I to jest przeszkodą - spuściła smutny wzrok.

- Ale jak to się stało, że się w nim zakochałaś? - zapytałam, wstając i podchodząc powoli do okna. - Oh, wszystko jasne - przyjrzałam się uważnie lince, zawieszonej pomiędzy oknami Michael'a i Nicky. - Rozmawiasz z nim?

- Najczęściej jak się da.

- Twarzą w twarz?

- Ostatnio kilkanaście lat temu, kiedy się poznaliśmy.

- Znasz go od kilkunastu lat? - otworzyłam szeroko oczy.

- Przepraszam, że nic nie mówiłam, aż do teraz. Ale pomóż mi przekonać go do spotkania...

Luke, ratuj?

___________________________

NIE WIERZĘ W SIEBIE.

Pamięta ktoś stranger.?

No właśnie...

Dziękuję za komentarze, gwiazdki, wyświetlenia!

Ily xx

yes, you're not; lrhOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz