Rozdział 36.

2.2K 177 15
                                    


~ ANASTASIA ~

- Mam twoją czekoladę! - Luke wszedł do pokoju z kolorową reklamówką. Jego twarz jasniała radością. Dawno nie widziałam tych radosnych iskier w jego oczach. Jego wzrok zatrzymał się na moich dłoniach, a później powędrował na wolną przestrzeń obok łóżka. - Gdzie jest kroplówka, kochanie?

- Pielęgniarka była tu i ją odpięła. Powiedziała, że już jej nie potrzebuję - uśmiechnęłam się.

Jakkolwiek głośno głos w mojej głowie krzyczał, że to nie powód do radości, wyciszyłam go. Wiele myślałam przez ostatnie tygodnie i wysnułam przeróżne wnioski. Od takich jak ta, że Luke jest ze mną tylko ze względu na dziecko i muszę zacząć jeść, żeby mu nie szkodzić, po takie, jak ta, że blondyn dzięki temu stanie się szczęśliwszy i będzie się uśmiechał, tak jak dawniej. Wreszcie zrozumiałam też, że nie miałam po prostu zacząć jeść. Miałam wyzdrowieć. I tak powoli żyłam szpitalnym życiem, będąc z dnia, na dzień zdrowsza. Bolało mnie trochę, że zniszczyłam nasze plany na wakacje. Chłopak zamiast korzystać z wolnego czasu, spędzał prawie całe dnie w szpitalu. Raz nawet odwiedziła mnie jego mama. Mój tata też był, dziewięć razy. I Nicole. I Ashton. Wszyscy na swój własny sposób martwili się o mnie. Więc, jak mogłabym ich dalej męczyć? Musiałam wyzdrowieć. I tak, właśnie, ten dzień był dużym krokiem w przód. Mój organizm nie potrzebował już pomocy, mogłam normalnie jeść.

- Nie potrzebujesz jej... - powtórzył Luke, uśmiechając się.

- Wracając do czekolady - zmrużyłam oczy. - Jesteś pewnien, że użyłeś dobrej liczby?

- Wiesz, zawsze dotrzymuję słowa. A co powiedziałem?

- Że kupisz każdy rodzaj czekolady, jaki uda ci się znaleźć?

- No właśnie.

- Żartujesz.

- Przekonajmy się - zaśmiał się i przechylił torbę tak, że jej zawartość wysypała się na moje łóżko. Przynajmniej dwadzieścia różnych tabliczek słodyczy. Miał rację, dotrzymał obietnicy i tym razem, tak jak zawsze. - Który smak chcesz najpierw?

- Nie mam pojęcia - jestem wręcz pewna, że moje oczy błyszczały na widok tego wszystkiego, czego trafiłam przez tak długi czas. - Truskawka?

- Więc spróbujemy truskawkę - odpakował czekoladę i połamał na kawałki.

- Chorym do szpitala chyba przynosi się owoce, a nie słodycze - zaśmiałam się, częstując się kawałkiem. Zamknęłam oczy delektując się słodyczą, jaką czułam w tamtej chwili. Nie jadłam czekolady od czasu zerwania z Josh'em. Tęskniłam za tym smakiem.

- I jak?

- Perfekcyjnie - uśmiechnęłam się szczerze.

Nareszcie było lepiej.

________________________________
przepraszam, że rozdziały nie pojawiają się regularnie, są krótkie i beznadziejne, ale... właściwie to nie mam dobrego wyjaśnienia, po prostu nic mi się nie chce
kocham x

yes, you're not; lrhOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz