Rozdział 11.

5.9K 361 8
                                    


~ LUKE ~

- Ana? Anastasia? - powtórzyłem kolejny raz.

Dziewczyna nie odpowiadała, mimo tego, że połączenie wciąż trwało. Kilka chwil później, które spędziłem w milczeniu nasłuchając, usłyszałem coś jak szloch. I płacz w jej przypadku był normalnym odruchem, więc mogłem czuć się choć trochę spokojniejszy. Postanowiłem pójść do niej. Przecież nawet jako przyjaciel powinienem z nią być, tak jak to robią przyjaciele. Ale mam wrażenie, że jestem do niczego w byciu przyjacielem, bo ten tydzień był fatalny dla nas i naszej przyjaźni, jak żaden wcześniej. To jasne, za dużo się wydarzyło.

Wyszedłem z domu, uprzednio informując mamę, gdzie idę. Zazwyczaj zawsze była zajęta, sprowadzanie prac klasowych, kartkówek zajmowało jej większość czasu, a teraz - w wakacje - kiedy mogłem go z nią spędzać, wychodziłem z domu.

Jednak to było ważniejsze, Ana przechodziła ciężkie chwile i nie byłbym jej przyjacielem, gdybym nie pomógł.

Droga jak zwykle zajęła mi kilka minut. Wyszedłem do środka, nawet nie pukając - to także było moim zwyczajem. Tata Any rzadko kiedy bywał w domu, a i tak mu to nie przeszkadzało.

- Stasie? - rozejrzałem się po salonie.

- Jestem tutaj - usłyszałem zdławiony głos, dochodzący z pierwszego piętra. Pobiegłem tam szybko, chciałem być już przy niej. Siedziała na łóżku w swoim pokoju. Podszedłem do niej i pochyliłem się, zamykając ją w uścisku. Chciałem, żeby przestała płakać, żeby przestała cierpieć.

Kiedy osoba, którą kochasz najmocniej na świecie cierpi, ty czujesz to samo.

A moje serce bolało.

yes, you're not; lrhOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz