Rozdział 27.

2.8K 195 12
                                    


~ LUKE ~

Słyszałem krople deszczu rozbijające się o dach. Jedna, za drugą. A raczej druga za pierwszą. I kolejne. Było jeszcze ciemno, a pełnia księżyca nie pozwalała mi zmrużyć już oka. Odkąd zasnąłem, męczyły mnie koszmary. Anastasia straciła życie w moich snach trzy razy, zanim udało mi się obudzić.

Oddychałem ciężko.

To nieco zabawne, jak zwykły księżyc w pełni może doprowadzić zwykłego nastolatka, do niezwykłych refleksji.

W każdym z tych snów działo się coś, czemu mogłem zapobiec. Byłem przy niej cały czas. Mogłem jej pomóc. Mogłem przeciwstawić się każdemu nieszczęściu. Ale tego nie zrobiłem. Było za poźno. Za każdym razem.

Nigdy nie zastanawiałem się nad cytatem "żyjemy, jak śnimy". O co mogło chodzić temu człowiekowi? O sny, czy samą czynność fizjologiczną? Próbowałem to rozgryźć. I chyba zaczynałem rozumieć.

To przerażające jak sny mogą odzwierciedlać rzeczywistość. Jak wiele strachu powodują koszmary.

Ile znaczyła dla mnie, zwykłego nastolatka, ta zwyczajna ksieżycowa noc? Ile znaczyły dla mnie te sny i czas na przemyślenia? Bardzo, bardzo wiele.

Anastasia była niezaprzeczalnie moją drugą połówką. Niezaprzeczalnie byłem w niej zakochany. Niezaprzeczalnie chciałem dzielić z nią życie. Niezaprzeczalnie była moim największym marzeniem. Niezaprzeczalnie była dla mnie ważna. Niezaprzeczalnie martwiłem się o nią.

A z nią niezaprzeczalnie było coś nie tak.

Musiałem dowiedzieć się, co. Zanim mogłoby być za późno...

__________________________________

No, najwyższa pora, Luke.

Rozdział jest krótki, spóźniony i strasznie ciężki w jak najgorszym sensie, przepraszam.

W ramach rekompensaty spróbuję dodać następny szybciej.

yes, you're not; lrhOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz