XXVII

750 43 24
                                    

Witam moje kochane dzieci!

Rozdział napisany z myślą o tym, że wbiliscie 600 gwiazdek i prawie 5k wyświetleń. Jestem wam tak bardzo za to wdzięczna. Dziękuję, że jesteście i motywujecie mnie do dalszego pisania ❤️

miłego czytania moi kochani. Dajcie znać co myślicie o rozdziale!

           Gdybym wiedziała jak będzie wyglądać moje życie, nacieszyłabym się nim o wiele wcześniej. Nie narzekałabym na nic. Rozumiałabym wszystko i wolała przemilczeć wiele spraw. Teraz, gdy patrzę na moją mamę i widzę jej cierpienie żałuję, że nie nacieszyłam się jej szczęściem. Gdy widzę, że moja rodzina się rozpada, że mój ojciec się wyprowadza i rozstaje się z mamą żałuję, że nie spędziłam z nimi razem więcej czasu. Że jestem świadkiem rozpadu ich cudownego małżeństwa. Nie byłam gotowa wybierać między jednym, a drugim. Mimo kłamstw ojca byłam w stanie mu to wybaczyć, ale widząc mamę czuję do niego żal. Ona cierpiała przez niego. Przez jego kłamstwa.

- Madeleine. Halo jesteś tam? - Na ziemię sprowadził mnie głos Millie. Całkowicie się zamyśliłam i zapomniałam, że znajduje się w szkolnej stołówce.

Spojrzałam na blondynkę, która wpatrywała się we mnie oczekująco. Tak samo jak zresztą cała reszta.

- Przepraszam, zamyśliłam się - odparłam nieśmiało, wracając do grzebania w sałatce.

- Co się dzieje? Ostatnio jesteś taka - przerwała na chwilę, a ja uniosłam zmęczone oczy na nią - nieobecna - dokończyła, a w jej oczach widziałam zmartwienie.

- To nic takiego, zwykle zmęczenie - wydukałam, a mój wzrok ponowie padł na sałatkę.

Trzy dni do urodzin Ethana, a ja dalej nic nie kupiłam. Potrzebowałam skontaktować się z Eve i umówić na małe zakupy, ale miałam z tym mały problem. Starałam się codziennie jeździć do ich mamy i rozmawiać z nią poważnie. Nawet zaczęłam brać tabletki na uspokojenie, które miały spowodować, że będę miała lepszy sen. Owszem przesypiałam większość nocy, ale dalej nawiedzały mnie koszmary.

- Zawsze tak samo mówisz, a widzę, że jest inaczej - drążyła uparcie.

- Daj jej spokój. Jeśli mówi, że to zwykle zmęczenie to to zwykle zmęczenie. Daj jej żyć - odparł dość oschle Ethan, przez co na niego spojrzałam.

- No dobrze. Wybacz, że śmiem się martwić o własną przyjaciółkę - odpowiedziała równie oschle Millie.

- Millie, kochanie naprawdę nic mi nie jest. Nikt nie ma ci za złe, że się martwisz - uspokoiłam przyjaciółkę, a ta uśmiechnęła się delikatnie.

Dziwiło mnie zachowanie Ethana. Zawsze jak ktoś z towarzystwa zaczyna wypytywać co się dzieje, on jemu odpyskowuje. Nie daje mi dojść do słowa i bronić samej siebie. Nie rozumiem co spowodowało u niego tak oschłe zachowanie do przyjaciół.

- Skoro tak - odpuściła blondynka. - Pytałam czy masz jakieś plany na jutro po szkole, ale Ethan zdążył się wypowiedzieć za ciebie - powiedziała, patrząc wrednie na Nasha. Również na niego spojrzałam, ale on jedynie wpatrywał się w swoje jedzenie.

- Co takiego powiedział?

- Że jedziesz gdzieś z Eve - odparła blondynka i dopiero wtedy spojrzał na mnie Ethan.

Patrzyłam w jego niebieskie tęczówki, szukając odpowiedzi, ale nic z tego. Zastanawiałam się, czy on przypadkiem nie czytał mi w myślach - o ile serio miałam gdzieś z Eve jechać. To by mi bardzo ułatwiło moją sytuację, no i jeden dzień miałabym wolne od wyrzucania z siebie swoich żali.

Angel Of DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz