5 Poważne kłopoty

683 22 2
                                    

Czkawka obudził się i przymocował płótno do masztu tworząc prowizoryczny żagiel. Tuż przed wypłynięciem nałapał tyle ryb ile tylko dał radę. Bał się, że może nie starczyć mu wody dwa bukłaki, choć duże, mogły im nie starczyć. Zebrali całe obozowisko i wypłynęli w stronę Berk.

Żagla prawie nie używali bo wiatr był za słaby żeby mógł się choćby napiąć, więc musiał wiosłować przez prawie cały czas. Kiedy solidnie się zmęczył wiosłowaniem włożył wiosła do środka i spróbował złapać więcej ryb. Po krótkiej chwili łowienia, poczuł mocniejszy wiatr. Rzucił na pokład wędkę i rozłożył żagiel. Żagiel szybko się napełnił i po chwili łódka popłynęła z wiatrem.

Po około dwóch godzinach spokojnej żeglugi zauważył zarys Berk lecz widocznie wiatr zniósł go lekko z kursu, musiał to nadrobić płynąc lekko pod wiatr, więc zwinął żagiel i znowu chwycił za wiosła.

W trakcie całej swojej żeglugi myślał nad usprawiedliwieniem swojej nieobecności i jak uniknąć konfrontacji Szczerbatka z mieszkańcami. Wymyślił na razie tyle że Szczerbatka odstawi na krańcu wyspy a sam będzie udawał że próbował popływać własną łódką ale zepchnął go prąd i nie mógł wrócić przez brak wiatru. Już się cieszył że wszystko idzie jak po maśle i ma dosyć dobre alibi kiedy zobaczył płynące w jego stronę dwa statki patrolujące okolice.

Przestraszony prędko zawrócił, wiedział że nie mogą zobaczyć Szczerbatka, postawił żagiel i dodatkowo wziął wiosła i zaczął płynąć w przeciwnym kiernku ale drakkary z Berk zbliżały się nieuchronnie. Napędzane siłą wielkiego prostokątnego żagla i dodatkowo ośmioma parami wioseł szybko zmniejszały odległość między nim. Ręce paliły go żywym ogniem ze zmęczenia, mimo to wiosłował dalej. Po paru minutach z bliższego statku rzucono haki które wczepiły się w drewno jego łodzi i ją przytrzymały. Szcerbatek osaczony chciał strzelać plazmą w zbliżających się wikingów ale Czkawka go powstrzymał, gdyby teraz strzelił, tylko pogorszyłby swoją i tak już beznadzieją sytuację.

Wikingowie od razu wskoczyli na jego łódkę, prędko związali Czkawkę który wiedział, że stawianie oporu na nic się nie zda. Powoli zaczynał wszystko rozumieć, domyślał się że Śledzik mimo zapewnień się wygadał i dlatego statki które patrolowały od razu do niego podpłynęły. Szczerbatkowi założyli kaganiec i związali skrzydła.

Przywieźli ich na Berk holując za sobą łódkę Czkawki, Szczerbatka przenieśli związanego na arenę a Czkawkę zaprowadzili do twierdzy, było w niej zaledwie kilkoro wikingów. Sama starszyzna, dodał Czkawka w myślach. Skrępowanego postawili go na środku i zrobili miejsce dla wodza który przyszedł i krótko powiedział

- Zostałeś oskarżony o bratanie się z wrogiem, karą za zdradę Berk jest śmierć przez poćwiartowanie, wyprowadzić go - rozkazał, nikt się nie sprzeciwił, bo i wina była namacalna. Czkawka sparaliżowany strachem nie zdążył nic powiedzieć, chociaż nawet jeśli zdołałby coś wyksztusić i tak wiedział, że nic co by powiedział nie zmieniłoby jego sytuacji.

Dwóch wikingów zaprowadziło go do małego pomieszczenia o którym nawet nie miał pojęcia, że znajduje się na wyspie, przywiązali go do stołu i zostawili sam na sam z katem. Czkawka odzyskawszy głos zaczął mówić do kata

- Może się jakoś dogadamy? - ten tylko na niego spojrzał spode łba i zaczął rozgrzewać tasak, obcęgi i przygotowywać inne narzędzia tortur.
- Mam drogie kamienie - kontynuował chłopak, na te słowa kat zareagował z większym zainteresowaniem, podniósł głowę i zapytał się

- Gdzie? -

- Wypuść mnie a ci powiem -

- Powiesz mi tak czy siak - oznajmił kat i wrócił do stołu ze swoimi narzedziami - Zacznijmy już bo jestem już znudzony, ciekawe jak długo wytrzymasz -
Czkawka zrozumiał, że przekupstwo nic nie da. Teraz pozostało mu tylko czekać na cud. Kat zbliżył się z rozgrzanym do białości tasakiem i nim Czkawka zdążyl choćby mrugnąć odciął mu pół lewej stopy, krew trysnęła a Czkawka zawył z bólu a chwilę później zemdlał.

Ocknął się po nie całej godzinie i zobaczył że kat przypalił mu ranę aby przestała krwawić i aby śmierć przypadkiem nie nadeszłaszła za szybko. Kat widząc że Czkawka się ocknął podszedł do niego i spytał
- Może teraz mi powiesz? -
Czkawka udając zmęczonego kiwnął do niego głową by się do niego zbliżył a kiedy ten się nachylił, szatyn uderzył go czołem w nos łamiąc go, kat odskoczył łapiac się za zranione miejsce i ciął Czkawka na odlew w twarz trzymanym w ręce tasakiem, na policzku została mu długa rana mimo to czuł dużą satysfakcję.

- Ożeż ty chuju, nos mi złamałeś! - krzyknął rozsierdzony kat i poszedł po piłę
- Ciekawe czy teraz też będziesz tak wierzgał - przyszedł po chwili z piłą i pochodnią od razu zaczął piłować w połowie piszczela, Czkawka znów krzyczał lecz tym razem nie zemdlał i wciąż czuł ten okropny ból. Kat znów przypalił mu ranę a Czkawka nie miał już siły krzyczeć. Kat nieco ochłonął i poszedł opatrzyć sobie nos. Kiedy nastała cisza szatyn usłyszał krzyki z oddali, kat w swoim kapturze najwidoczniej ich nie zarejestrował wciąż zajęty opatrywaniem nosa.

Kat wrócił do stołu, w jednej ręce trzymał tasak a w drugiej pochodnie podchodził już do Czkawki kiedy w końcu usłyszał jakiś dźwięk, coś jakby łopot gigantycznych skrzydeł. Obrócił się w stronę drzwi które nagle stanęły w ogniu. Do środka wsunął głowę koszmar ponocnik.  Uderzeniem pyska odrzucił kata na drugą stronę pomieszczenia a upuszczona przez niego pochodnia upadła tuż koło ręki Czkawki. Smok zbliżył łeb do związanego chłopca ale widząc strach w jego oczach i bezsilność cofnął się i odleciał najpewniej kontynuować walkę z mieszkańcami wioski.

Czkawka sięgnął dłonią wciąż palącą się pochodnie i przytknął ją do skórzanych pasów które go trzymały i przepalił je na tyle, że dał radę się z nich wyrwać. Kiedy się uwolnił obwiązał wciąż krwawiący kikut nogi znalezionymi kawałkami materiału i wziął pare potrzebnych rzeczy do zrobienia repliki ogona Szczerbatka.

Metalowe pręty oblekł jaczą skórą a do ostatniego przyczepił kawałek sznurka i już chciał iść ale zobaczył, że kat powoli odzyskuje przytomność dlatego wziął młotek i mocno uderzył go w skroń, jego gruby kaptur nieco ochronił jego głowę ale mimo to po uderzeniu znów bezwładnie opadł. Dopiero teraz zaczął iść w stronę areny.

Po przebyciu połowy dystansu podpierając się kijem opatrunek zaczął przeciekać, oddarł więc kawałek koszuli i nałożył nową warstwę na nogę. Wstał i zaczął znów iść podpierając się kijem. W arenie zastał nie tylko Szczerbatka ale i inne smoki przetrzymywane na Berk, je również postanowił uwolnić.

Prędko uwolnił Szczerbatka i zobaczył, że jego siodło dalej jest na miejscu, przyczepił mu ogon, wsiadł na niego po czym razem otworzyli pozostałe klatki. Smoki wyleciały z nich chcąc zaatakować chłopca ale kiedy nocna furia pokazała zęby i warknęła na nie, wyleciały z areny i uciekły.

Szczerbatek również wystartował jak najprędzej a Czkawka kontrolował lotkę sznurkiem w jego ręce. Zachowując zimną krew polecieli do portu i korzystając z wywołanego zamieszania wzięli większość rzeczy z łódki Czkawki. Wiedział, że jeśli ma przeżyć będzie potrzebował przynajmniej swój sztylet.

Po krótkim locie Szczerbatek szybko się zmęczył bo dawno tak daleko nie latał więc wylądowali na pobliskiej wyspie.
Było już nieco po północy kiedy położyli się spać. Odpoczęli około trzy godziny i polecieli znowu, byle dalej od Berk. Lecieli jeszcze godzinę, w lekkim świetle poranka Szczerbatek zauważył obiecującą wyspę.

Wylądowali na nieco większej i gęściej zalesionej wyspie i znowu zasnęli. Przed południem Szczerbatek obudził Czkawkę liżąc go po twarzy lecząc mu ranę na policzku. Szatyn powoli usiadł i rozwiązał opatrunek, żeby przyjrzeć się ranie, nie wyglądało to za dobrze a nie miał żadnego czystego materiału, wszystkie bandaże które miał ze sobą były przesiąknięte krwią. Z zebranych z sali tortur rzeczy miał garnek, najpewniej do podgrzewania smoły bądź oleju, obcęgi, nóż, zwój liny, młotek i pare gwoździ.
Nabrał do garnka wody z pobliskiej rzeki

- Szczerbatek podgrzejesz mi ją? - spytał. Gad strzelił plazmą w wodę i momentalnie zrobiła się wrząca, Czkawka odczekał chwilę i przemył ranę ciepłą wodą sycząc z bólu a bandaże wymył i ponownie przyłożył do rany tym razem dodatkowo pokrywajac je śliną nocnej furii. Wiedział już, że potrafi zdziałać cuda. Po chwili odpoczynku poszedł do drzewa i wyciosał sobie z gałęzi kulę do chodzenia. Przywołał Szczerbatka i poszli w górę rzeki by sprawdzić czy tak duża wyspa jest zamieszkana.

Zobaczymy w następnym rozdziale czy wyspa jest zamieszkana czy nie.
Ps musiałem mu uciąć nogę, no sory ale Czkawka z dwiema nogami to niestety nie Czkawka.

Smocza KrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz