17 Nowa kuźnia

270 12 2
                                    

Po pięciu długich dniach Hilda w końcu pozwoliła Czkawce wstawać, jednak nadal nie mógł się przesilać ani, co gorsza, latać ze Szczerbatkiem. Miał jednak co robić bo przez ten cały czas wymyślał nowe projekty między innymi zapalającego się miecza ale też i nowe rodzaje lotek dla Szczerbatka.

Czkawka pełny sił i pomysłów udał się do kuźni i rozpalił w piecu. Przez tyle czasu zaprawa związała jednak obiecał sobie żeby solidnie okuć go jeszcze metalem. Położył narysowane plany na biurku i zajął się lekką przebudową formy do odlewu klasycznego jednoręcznego miecza. Mianowicie odchudził i zwęził ostrze, w rękojeści miał znajdować się zbiornik z łatwopalną substancją więc porzucił pomysł przerabiania jej i zamierzał wykonać ją od zera.

Stopił metal i wlał do formy, odstawił aby zastygło i zajął się tworzeniem rękojeści, miała ona być pusta w środku, żeby pomieścić tam naftę ale musiał też połączyć rękojeść z ostrzem małymi kanalikami aby nafta miała którędy wypłynąć na ostrze i zapłonąć.

Musiał pogrubić całą rękojeść żeby zmieścił się tam zbiornik na naftę. Mimo to efekt był zadowalający i wkrótce złączył ostrze z rękojeścią, dodał przycisk który krzesze iskry do podpalenia nafty. Ostrze ponownie rozgrzał i nadał mu odpowiedni kształt lekko rozpłaszczając go młotem, całą czynność powtórzył kilka razy i na koniec zahartował rozgrzaną stal w zimnej wodzie, na swoje nieszczęście przy tej czynności usłyszał pęknięcie, co oznaczało że będzie musiał cały proces powtórzyć od nowa.

Zrezygnowany wyjął miecz i dokładnie go przejrzał, mniej więcej na środku głowni pojawiło się pęknięcie długie na około półtorej piędzi biegnące w stronę czubka ostrza. Wściekły odłożył parujący miecz na biurko, siadł na krześle, przez chwilę siedział ze spuszczoną głową, w końcu wziął się w garść i zdjął rękojeść z wadliwego miecza. Stopił miecz z powrotem i wylał go w wąskie formy, wziął jeszcze kilka gotowych już wąskich sztabek i zaczął je układac jedna na drugiej. Tak powstałą "kanapkę" rozgrzał do czerwoności i co chwilę uderzał w nią jednym ze swoich najcięższych młotów. Gdy już nie dało się rozróżnić między sobą sztabek bo tak zlały się ze sobą, chwycił je szczypcami i wcisnął w imadło następnie całym swoim ciężarem przekręcił ten pręt, który teraz wyglądał nieco jak helisa DNA. Ponownie zaczął uderzać w rozgrzany metal, całość dość szybko zaczęła przyjmować wygląd miecza. Na nowo rozgrzał miecz, lecz tym razem do hartowania użył oleju, zamiast zimnej wody. Gdy włożył rozgrzany miecz do oleju ten zajął się ogniem, lecz Czkawka trzymając miecz szczypcami stał w bezpiecznej odległości, poczekał chwilę i wyjął miecz, tym razem nie było żadnego pęknięcia. Zajął się zeszlifowaniem krawędzi by były jakkolwiek ostre.

Przed dokładnym ostrzeniem zajął się jednak przerabianiem ostrza, mianowicie dodawał małe wgłębienia w których miała się rozlewać nafta. Przez resztę czasu długo ostrzył i polerował miecz żeby był ostry ale i dobrze się przezentował.

Kiedy wyszedł z kuźni zdał sobie sprawę że jest już bardzo ciemno, co prawda teraz wcześnie się robiło ciemno z powodu nadchodzącej zimy jednak obiecał sobie i tak że więcej czasu będzie poświęcał odpoczynkowi niż ślęczenia nad pracą, w związku z czym postanowił że jutro zajmie się czymś koniecznie nie męczącym umysłu.

Kolejnego dnia z rana zajął się ćwiczeniami i spacerowaniem po wyspie. Idąc w stronę portu spotkał Ellę i zapytał

- Dokąd idziesz? -

- Przypłynął kupiec, możliwie że już potem nie przypłynie jeśli wody zamarzną więc lepiej teraz kupić co się da - wyjaśniła Ella i razem udali się na molo. Tym razem przypłynął inny kupiec z jak się okazało nieco mniej egzotycznymi dobrami. Czkawka odszukał potrzebne mu rzeczy, w tym naftę którą jednak kupił, bo jakoś nie wydawało mu się żeby jej znalezienie było takie łatwe. Dokupił nieco narzędzi kowalskich i sztabkę stali zapłacił za wszystko coraz to chudszym mieszkiem, jednak wiedział, że niedługo nie będzie już miał tylu wydatków a jeśli dobrze mu pójdzie będzie mógł zarobić pieniądze na pracy w swojej kuźni.

Zaniósł zakupy do swojego domu i choc obiecywał że zostawi pracę w spokoju, nie mógł się doczekać sprawdzenia czy nafta będzie działać, przelał więc ją do rękojeści i rzeczywiście nafta przelała się na ostrze jednak same iskry nie podpaliły jej, Czkawka dał więc miecz nad odpaloną świeczkę i po chwili nafta zajęła się ogniem ale ogień przeszedł kanalikami z naftą i zapalił mu się w rękojeści lekko wybuchając. Ogień otarł jego rękę a Czkawka rzucił miecz na podłogę i oblał go wodą z wiadra. Odsapnął i obejrzał straty, na szczęście niczego dokoła nie podpalił, miecz przetrwał ale rękojeść się paskudnie odkrztałciła, za to dowiedział się przynajmniej że nafta jednak się do tego nie nada przez to że nie podpala się od samych iskier i że musi dodać jakieś zamknięcie dzięki któremu ogień nie przedostanie się do zbiornika w rękojeści. Po chwili rozmyślań odłożył miecz na biurko i poszedł opatrzyć oparzoną dłoń.

Następnie poszedł razem ze Szczrbatkiem pobawić się do lasu i tam nadrabiali wcześniejszą nieobecność Czkawki bawiac się i rozmawiając, Czkawka opowiadał mu o wszystkich swoich przemyśleniach, smok naturalnie nie mógł mu odpowiedzieć za to był wyśmienitym słuchaczem.

Razem ze Szczrbatkiem zrobił mu posłanie i zaniósł je do swojego domu.
Kiedy Szczerbatek urządził sobie jedną z wielu drzemek w ciągu dnia Czkawka poszedł do Hildy, znalazł ją przed szpitalem czytającą książkę.

- Hej co czytasz? - zapytał i usiadł obok niej

- Taką tam książkę o ziołach, skrzywienie zawodowe - zaśmiała się – Słuchaj będę musiała wyjechać na kilka dni, w zastępstwie mojego taty omówię warunki sojuszu z jedną z sąsiadujacych wysp - powiedziała nieco podekscytowana ale również zaniepokojona.

- Jeśli polecisz na smoku zajmie ci to na pewno o wiele której - zauważył Czkawka

- Wiem rozmawiałam o tym z tatą ale stanowczo nalegał żeby płynąć, bo na tamtej wyspie nie są zbyt przyjaźnie nastawieni do smoków a gdybym tam przyleciała mogliby się bać że zechcemy zrobić ze smoków broń przeciwko nim, podobno są bardzo przewrażliwieni - odpowiedziała zasępiona Hilda.

- Kiedy wypływasz? - zapytał Czkawka

- Jutro z samego rana - odpowiedziała Hilda i odniosła książkę do środka, po chwili wyszła a Czkawka zaproponował że odprowadzi ją do domu, jako że starał się nie wysilać ale również chciał rozchodzić tygodniowe leżenie. Już pod domem Czkawka powiedział

- Wiesz chciałem jeszcze przed zimą przynajmniej raz polecieć na Berk na przeszpiegi - powiedział, jakby pytając o zgodę

- Na pewno nie podczas mojej nieobecności - przewała mu Hilda
- A jak tylko wrócę to zapytam się Elli czy leciałeś więc nawet nie próbuj - zagroziła mu

- Dobrze, tak tylko mówię, zima się przecież jutro nie zacznie - odpowiedział obronnie Czkawka, pocałował w policzek Hildę i się pożegnali .

Rozdział taki sobie ale myślę powoli rozkręcać akcję więc jestem dobrej myśli.
Do następnego

Smocza KrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz