Po kilkudziesięciu minutach morderczego lotu zarówno smoki jak i jeźdźcy zaczęli odczuwać niemałe zmęczenie.
– Czkawka zwolnij! – Hilda krzyknęła lecąc parę metrów za nim.
– Im szybciej tam dolecimy tym lepiej! – odkrzyknął Czkawka nie spuszczając oczu z bladej twarzy Elli.
– Nic to nie da, że będziesz tam szybciej jak mnie tam nie będzie, Wulkan też już ledwo dyszy, Szczerbatek z resztą nie lepiej. – Czkawka potżąsnął głową ale opamiętał się i zauważalnie zwolnił.
– Masz podaj jej kolejną porcję wywaru krwawego ziela – podała mu niewielką szklaną buteleczkę. Czkawka odkorkował fiolkę i wlał część jej zawartości w lekko rozchylone usta Elli. Resztę schował do kieszeni swojej zbroi.
– Jak to wygląda? – zapytała smutno Hilda
– Blednie z każdą chwilą, ale przynajmniej bandaże przestały już przesiąkać – odpowiedział Czkawka – Kurwa, jak ja jestem głupi – szepnął cicho pod nosem – mogliśmy stamtąd uciekać kiedy mieliśmy szansę, wtedy nic takiego by się nie wydarzyło – zamknął oczy i wsłuchiwał się w słaby oddech Eli.
– Za to gdyby już was tam nie było to nie moglibyście pomóc tym biednym ludziom – Hilda starała się w jakiś sposób uspokoić Czkawkę.
– Ale za to ona byłaby bezpieczna – nie dawał się przekonać rozgoryczony Czkawka
– Wyspa! – krzyknęła ucieszona Hilda przyspieszając, ten ostatni kawałek drogi mogli pokonać jak najszybciej nie bacząc na zmęczenie.
Wylądowali tuż przed budynkiem szpitala, Czkawka zerwał się z siodła i z Ellą na rękach wkroczył do środka.
– Odynie co jej się stało?! – wykrzyknęła, widząc zakrwawioną i nieprzytomną dziewczynę, stojąca nad innym pacjentem szamanka.
– Pomóż mi ją położyć! – warknął wściekły a zza jego pleców wyszła Hilda
– Połóż ją tutaj – wskazała na wolną pryczę i delikatnie pomogła mu ją ułożyć. – Możesz już wyjść – szepnęła do niego Hilda
– Nie mogę, nie dopóki się nie ocknie – zaprotestował
– To nie była prośba. Teraz będziesz już nam tylko przeszkadzał – odparła szamanka.
Czkawka zmierzył ją wściekłym wzrokiem ale jedynie wyciągnął fiolkę z naparem i oddał go Hildzie, po czym wyszedł zatrzaskując mocno drzwi.
Dopiero gdy na zewnątrz zdjął maskę i odetchnął zimnym powietrzem przypomniał sobie o swoich ranach, wyjął miecz żeby się nim podeprzeć i zaczął iść w kierunku portu. Po drodze spostrzegła go idąca z targu kobieta, gdy na niego spojrzała zatrzymała się po czym prędko pobiegła w tylko sobie znanym kierunku.
Czkawka kontynuował marsz ale po kilku minutach drogę zagrodziło mu trzech strażników. Powoli podeszli i trzymając włócznie w pogotowiu ich dowódca odezwał się
– Schowaj miecz – Czkawka spojrzał na nich nieco nieobecnie i nie śpiesząc się schował miecz do pochwy. – Pójdziesz z nami – zadecydował i ruszył przodem, za Czkawką ustawiło się obu strażników.Droga do wioski zajęła im dwukrotnie więcej czasu niż powinna, Czkawka wlókł się niemiłosiernie, powoli stawiając jedną nogę za drugą. Wreszcie zatrzymali się naprzeciw wielkiej hali i stanęli na schodach.
– Do środka – rzekł chłodno strażnik
Czkawka wszedł przez wielkie wrota i stanął kilkanaście kroków przed dębowym tronem. Strażnik go wyprzedził i zameldował swojemu wodzowi.
CZYTASZ
Smocza Krew
FanfictionFanfiction o tematyce Jak Wytresować Smoka. To moje pierwsze opowiadanie, mam nadzieję że komuś się spodoba. Zapraszam do czytania. : )