18 Żel ponocnika

237 13 0
                                    

Z samego rana Czkawka zdążył jeszcze raz pożegnać się z Hildą. Stał jeszcze długo na molo odprowadzajac ją wzrokiem, aż stracił statek z oczu, potem poszedł do domu i przygotował sobie i Szczerbatkowi śniadanie. Pełny sił osiodłał Szczerbatka i razem wzbili się w powietrze. Po krótkiej chwili dołączyła do nich Ella na Wulkanie

- Hej! - wykrzyknęła i podleciała bliżej - Jaki piękny poranek, chociaż trochę chłodno - powiedziała i potarła ramiona żeby się rozgrzać.

- Cześć - odpowiedział zamyślony i zapatrzony w dal Czkawka
- Wylądujmy na klifach, tutaj rzeczywiście zbyt mocno wieje - zawrócili w kierunku wyspy i wylądowali na krawędzi.
Usiedli na ziemi przytuleni do smoków i spoglądali na daleki horyzont.
Czkawka znowu się zamyślił i zaczął mimowolnie głaskać Szczerbatka który bez przerwy mruczał z zadowolenia.

- O czym myślisz? - zapytała Ella Czkawkę razem z nim patrzac w dal.

- Martwię się o Hildę, niby wiem, że nic jej nie grozi ale i tak się niepokoję, byłbym spokojniejszy gdyby była przy niej Gabriela - odpowiedział Czkawka i przytulił się do Szczerbatka chcąc dodać sobie otuchy.

- Nie martw się Henrik nie wysyłałby jej tam gdyby coś jej groziło - pocieszyła go Ella i szybko zmieniła temat żeby w końcu przestał o tym mysleć.

- Pomógłbyś z siodłem dla Wulkana? Fajnie się lata ale przydałaby się większa stabilność -

- Jasne - rozpromienił się Czkawka.  Lubił robić nowe uzbrojenie i sprzęt.
- I tak miałem tam wkrótce iść naprawić miecz - wskoczył na grzbiet Sczerbatka i wyleciał w stronę wioski.

Razem poszybowali do domu Czkawki, nakarmili smoki i weszli do kuźni. Czkawka odłożył na bok nieudany miecz i przyniósł skórę na siodło i poszedł robić przymiarki na Wulkanie. Ramę siodła zbudowali z drewna i oblekli skórą. Dzięki temu że nie musieli robić dodatkowego uchwytu, bo u koszmara ponocnika można było trzymać się jego rogów, siodło było po chwili skończone.

- Dzięki, to teraz będziemy się mogli ścigać - podziękowała Ella i założyła siodło swojemu smokowi.
- A to co? - zapytała Ella wskazując na osmalony miecz.

- Taki tam prototyp płonacego miecza, ale jak narazie to więcej może zrobić krzywdy mi niż przeciwnikowi - powiedział ze śmiechem Czkawka i wziął go w ręce.
- Najpierw jak chciałem podpalić naftę krzesiwem to się nie chciało zająć od samych iskier, za to gdy już zapłonęło od pełnego ognia to niestety ogień przeszedł kanlikami do rękojeści i jak widzisz wybuchł zbiornik - powiedział wskazując na uszkodzoną rękojeść.

- Z przedostawaniem się ognia do rękojeści powinienem sobie łatwo poradzić wystarczy że dam tam jakąś przegródkę, ale nadal nie wiem co dać zamiast nafty żeby łatwiej się podpalało - skończył wywód zawiedziony i usiadł wpatrując się w miecz

- Wiesz, myślę, że jest coś takiego - powiedziała Ella i usiadła obok niego - ostatnio dużo czasu spędzałam z Wulkanem i zauważyłam że kiedy się podpala, płonie tak na prawdę śluz który wydziela ze skóry -

- Myślisz że dało by się to dać do rękojeści i podpalać na mieczu? - zapytał Czkawka znów w pełni sił i pomysłów gdy tylko usłyszał że rozwiązanie jego problemu może być bardzo bliskie.

- Nie jestem pewna czy nie będzie za gęste - odparła Ella i zamyśliła się

- Nawet jeśli, to będę mógł rozrobić to z naftą i wtedy powinno mieć wystarczająco dobrą konsystencję - powiedział Czkawka i dodał

- Dzięki wielkie za pomoc - ucieszył się i potrząsnął jej dłonią
- Nie ma za co - odpowiedziała rozbawiona Ella

Po chwili Ella wyszła, uprzednio się pożegnawszy, i poszła zwiedzać wyspę, bo wciąż nie znała tu większości miejsc. Czkawka natomiast poszedł do Wulkana i przyniósł mu w prezencie kilka ryb a kiedy ten był zajęty jedzeniem Czkawka podszedł bliżej i uważnie przyjrzał się łuskom smoka, gdy go pogłaskał na jego ręce zostało trochę zielonego śluzu. Wulkan najwidoczniej pozwolił szatynowi pobrać trochę śluzu bo położył się i po chwili cicho pochrapywał, Czkawka zebrał wszyskto do niewielkiego glinianego naczynia i zaniósł to do kuźni. Pomimo tego że rwał się do tego żeby sprawdzić jak będzie działać śluz koszmara ponocnika to odpowiedział wreszcie na usilne prośby Szczerbatka i poszli polatać.

Od kiedy Szczerbatek powrócił do formy po kilku dniach nie latania, wzbogacali swoje loty różnymi akrobacjami takimi jak sylalomy wśród skał czy chociażby zwyczajny korkociąg z kilkoma wystrzałami plazmy. Częste loty nie służyły im jedynie do zabawy chociaż oczywiście mieli z tego powodu mnóstwo frajdy, ale dzięki nim robili również częste patrole dookoła wyspy, jednak przede wszystkim Czkawka uczył się coraz lepiej sterować lotką Szczerbatka, teraz przychodziło mu to niemal instyktownie jakby był jednością ze Szczerbatkiem bądź czytali sobie w myślach.

W czasie nocnych lotów gdy otaczała ich ciemność i cisza, Czkawka nie raz wzbijał się ponad chmury i zanurzał się w swoich myślach. Nadal nie znalazł sposobu na wyzwolenie smoków z pobliża Berk spod wpływów terroryzującej ich królowej. Pomimo to, że widział tylko jej głowę wiedział, że musi być ogromna. Miał nadzieję że gdy siedzi tyle czasu w wulkanie możliwe jest,  że nie potrafi dobrze latać. Na razie jednak wiedział, że może tylko czekać i w tym czasie przygotowywać się do walki a żeby mieć wystarczająco dużo czasu na przygotowania zamierzał opóźniać o ile się da odnalezienie przez Wandali smoczego leża.

Z rozmyślań wyrwał go pomruk Szczerbatka który znudził się powolnym lotem tuż ponad chmurami, Czkawka zostawił rozmyślania na później i zanurkował w dół, jeszcze chwilę latał i testował nagłe skręty, w końcu skierowali się w stronę wyspy. Szczerbatek wycieńczony ale i szczęśliwy położył się na swoim legowisku na piętrze i po chwili już spał. Czkawka zagotował wody i zaparzył sobie kawę, z gotową kawą, oczywiście posłodzoną miodem, poszedł do kuźni pracować nad swoim mieczem.

A co ja będę mówił, sam na siebie zły jestem za takie obsuwy ale co ja poradzę.
Mam nadzieję do rychłego zobaczenia.

Smocza KrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz