38 Początek przymierza

30 4 0
                                    

Po tym jak Magnus poszedł już do siebie Szczerbatek porwał Czkawkę na wieczorny lot.

- Co tam mordko? - spytał czując dziwny nastrój smoka. Szczerbatek kilkukrotnie ryknął w odpowiedzi.
- Pokażesz mi o co ci chodzi? - poklepał smoka po pysku. Ten cicho zawarczał i raptownie skręcił na północ.

- Powtórzysz o co ci chodzi? - zapytał jeszcze raz. Szczerbatek odpowiedział mu tą samą kombinacją warknięć i spojrzał z nadzieją na jeźdźca.

- Jakieś smoki i... królowa? - starał się zrozumieć co Szczerbatek powiedział. Szczerbatek tylko mruknął odwrócił się i przyspieszył.

W końcu po ponad dwóch godzinach lotu rozpoznał sylwetkę wyspy na którą leciał.

- Nie Szczerbatek, nie możemy tam lecieć, Hilda mnie zabije! - starał się zawrócić smoka. Szczerbatek obrócił głowę i warknął na spanikowanego szatyna żeby wziął się w garść. Czkawka przyjrzał się Berk z oddali. Jeszcze nigdy nie widział jej tak zniszczonej. Połowa domów się paliła a krążące chmary smoków dwukrotnie przewyższały ataki jakie pamiętał.

- Co tu się dzieje - szepnął do siebie. Szczerbatek mruknął ostrzegająco i zanurkował między latające smoki. Czkawka przylgnął do grzbietu smoka i ledwo unosząc głowę sterował lotką. Szczerbatek wpadał na kolejne smoki i odganiał je znad wyspy. Strzelał do szykujących się do ataku gadów jak i załadowanych katapult. Prawie zostali strąceni na ziemię przez wściekłego koszmara ponocnika ale Szczerbatek ryknął w niego całą swoją siłą po czym ten zdezorientowany odleciał. Szeregi smoków zaczęły się powoli przerzedzać. Szczerbatek odganiał kolejne smoki, nagle Czkawka szarpnął nim w dół, tuż nad nimi zawył bełt z balisty.

- Spadamy! - krzyknął Czkawka - Z resztą już sobie poradzą! - Szczerbatek posłusznie poszybował dalej od wyspy. Jeszcze chwilę latali w miejscu i przyglądali się jak wikingowie odganiają resztę smoków. Gdy upewnili się, że najazd się skończył odlecieli z powrotem na wyspę.

Berk

- Kurde, jak usłyszałem nocną furię to myślałem, że już po nas - Śledzik opowiadał Astrid, podczas sprzątania wioski. Jej rana nadal nie pozwalała jej brać udziału w walce, była wściekła na siebie, że nie mogła bronić swojego domu. Szczególnie wtedy kiedy cała wioska ledwo dawała sobie radę z kolejnymi najazdami.

- To co tam się stało? - dopytała przerzucając zdrowym ramieniem zwęglone deski.

- Nadleciały smoki, chyba najwięcej ile w życiu widziałem. Już wtedy było kiepsko, a po chwili usłyszałem ją, a raczej jej okrutny świst. Ale na szczęście potem nie minęło parę minut a wszystkie smoki odleciały - zakończył opowieść z błogim uśmiechem na ustach.

- Myślisz, że to o czym wcześniej myśleliśmy może mieć sens? - zapytała podekscytowana

- Możliwe chociaż sam widziałem, jak zniszczyła katapultę - zastanowił się - Chodźmy spytać Mieczyka co o tym sądzi -

- Niestety nie mogę ani potwierdzić ani zaprzeczyć, odkąd jestem na baliście przez cały najazd tylko szukam celów i strzelam. Nie miałem czasu się rozglądać - jego wypowiedź ich rozczarowała. - Ale ja chciałem zwrócić uwagę na coś innego. Myślicie, że Czkawka żyje? -

- Jeśli to ta sama nocna furia to możliwe - przyznała Astrid. Śledzik na samą tą myśl zbladł. - Wszystko dobrze? - potrząsnęła nim lekko Astrid

- Jeżeli to przeżył boję się, że będzie chciał się na mnie zemścić - wyznał

- Czemu na tobie? - nie rozumiała Astrid

Smocza KrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz