2.5. Kołdra w stokrotki

54 14 9
                                    

Następnego dnia, gdy Freya nadal chorowała, Louis i Oliwer znowu zaczynali lekcje o późniejszej godzinie, a temperatura już od samego rana wynosiła ponad dwadzieścia pięć stopni, Weronika wróciła do szkoły. 

— Tęskniłam za tobą! — powiedziałam przytulając przyjaciółkę.

Nie podzielała jednak mojego entuzjazmu.

— Coś się stało? — spytałam odsuwając się.

— Problemy rodzinne — odparła. — To nic takiego.

Ach tak.

— Omg, omg! — usłyszałam za plecami. — W końcu w komplecie!

Zerknęłam do tyłu i ujrzałam idące w naszą stronę Sylwię i Elizę.

— Yo — powiedziała Sylwia. — Jak się czujesz? — zwróciła się do Weroniki.

— Jest lepiej, dzięki. Alice pisała mi o tym naszym gotowaniu, kiedy chcecie się spotkać?

— Hmm... — Sylwia zamyśliła się. — Ja mogę choćby i dzisiaj, jeśli wam pasuje.

— Nie mam dziś czasu — westchnęła Eliza.

— Ale festyn jest pojutrze! — burknęła Sylwia. — Dziś lub jutro! Nie ma innej opcji! Znowu będziesz grać?!

— Nie, to nie to... — Eliza odwróciła wzrok. — Jadę dziś do lekarza.

— Jejku, nie znajdziesz nawet godzinki?! Doba ma aż dwadzieścia cztery.

— Nie zapominaj, że musimy także spać — wtrąciła Weronika. Sylwia skomentowała tą uwagę głośnym wybuchem śmiechu.

— Spotkajmy się jutro — zaproponowałam.

Ja także dzisiaj odpadam. W końcu to dziś jest spotkanie z Major Sonatą.

Sylwia pomarudziła jeszcze chwilę, jednak nie protestowała. Umówiłyśmy się na jutro.

Zresztą, to bez znaczenia. 

W końcu wiem, że jutro także się nie spotkamy.

*****

Kiedy wróciłam do domu w kuchni zastałam Freyę.

— Jak się czujesz? — spytałam.

— Jest lepiej — odpowiedziała. — Mieszanka z kwiatami jabłoni, podbiałem i cynamonem w wodzie księżycowej postawiła mnie na nogi!

Z trudem powstrzymałam grymas zniesmaczenia.

— Reszty nie ma? — spytałam.

— Oliwer ma chyba dziś trening, a Louis jest u siebie.

— Rozumiem — odpowiedziałam wstawiając wodę w czajniku.

Freya przyglądała mi się chwilę milcząc.

— Wszystko w porządku? — spytała. 

— Wyglądam jakby nie było? — odparłam wyjmując kubek z szafki. Sięgając po niego trąciłam łokciem inny kubek, który w ostatniej chwili został uratowany przed upadkiem z wysokości przez moją siostrę.

Freya spojrzała na mnie z politowaniem.

— Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić — powiedziała.

— Po prostu mało dziś spałam — odparłam. — Zrobię sobie kawę.

Jednak, gdy tylko Freya (wierząc mi lub nie) wyszła z kuchni, zaparzyłam sobie lipę, nie zaś kawę. Zwinęłam kubek z napojem, goździki, dwa liście bazylii i kilka mięty, po czym pobiegłam do swojego pokoju.

Kroniki Lost Waterfalls: W Połowie PustaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz