5.1. Dziewczyna, która jadła cytryny na kolację

55 14 13
                                    

Nie chciałam iść do szkoły. Nie chciałam znowu się z tym wszystkim mierzyć. Możliwe, że nie chciałam już nawet żyć. Nieustannie przeżywałam w swojej pamięci wspomnienia z poprzedniego wymiaru. Karol mnie zdradził. Nie, on po prostu od początku miał złe zamiary.

Udawał zainteresowanego, troskliwego, flirciarskiego bohatera tylko po to, aby w odpowiedniej chwili wykorzystać mnie do własnych celów.

Zostałam oszukana.

Poniżona.

A przede wszystkim, uświadomiłam sobie, że jestem w tej walce zupełnie sama.

— Alice, wszystko okej? — spytała wyraźnie zmartwiona Freya.

— Wyglądam, jakby nie było okej? — odpowiedziałam pytaniem.

— Trochę... Co właściwie robisz?

— Mama kazała mi wysłać paczkę, to wysyłam — westchnęłam upychając pudełko.

— Ale to — blondynka wyglądała na zdezorientowaną — śmietnik, a nie paczkomat...

Przyjrzałam się przedmiotowi, który uznałam za skrytkę na paczki. Freya miała rację. Zaśmiałam się krótko i wyciągnęłam paczkę z kosza na plastik.

— No nic, troszkę się pogniotła! — powiedziałam otrzepując karton ze śmieci. 

— Stresujesz się pierwszym dniem, prawda?

Zmierzyłam dziewczynę wzrokiem. Stresuję się? Ja? Błagam, czy ona mnie nie zna? Nie ma mowy, aby ktoś taki jak ja stresował się durnym przemówieniem przed klasą. To oczywiste, że mam większe problemy niż coś tak trywialnego, skoro wyglądam na zestresowaną!

Mimo to, odpowiedziałam nieśmiało:

— Tak... Chyba masz rację.

*****

Podczas pierwszej lekcji siedziałam w swojej ławce w kompletnym milczeniu nerwowo gniotąc pod stołem kawałek kartki wyrwanej z zeszytu. W plecaku miałam schowany nóż kuchenny. Wzięłam go ze sobą pod wpływem impulsu, z powodu strachu przed potencjalną konfrontacją z Karolem. Rozważałam również zdobycie skądś broni, ale, nie miałam ani czasu, ani pomysłu jak ją zorganizować. Nie chciałam ponownie tego przeżywać, nie chciałam się z nim mierzyć, jednak...

— Dzień dobry, profesorku!

Przerwałam kartkę na pół. Zrobiło mi się niedobrze, kiedy w drzwiach do klasy ujrzałam Louisa i Aristowę. Czerwonowłosy wyglądał spokojnie. Dłonie chował w kieszeniach czarnej kurtki, lekko się garbił, a oczy miał znudzone. Nie zachowywał się jak osoba, która kilkanaście godzin temu mierzyła do mnie z broni i przez którą ja...

No tak. Przecież on niczego nie pamięta.

— Czego chcecie, chłopcy? — spytał nauczyciel.

— Jesteśmy z samorządu szkolnego i chcemy coś ogłosić — odezwał się Aristowa. — Możemy?

Gdy tylko usłyszałam jego głos, kłucie w mojej klatce piersiowej nasiliło się. Kręciło mi się w głowie, chciałam stąd wyjść, chciałam uciec.

Louis zaczął ogłaszać festyn, jednak jak zawsze szło mu to nieudolnie. Karol ponownie wtrącił się do rozmowy:

— To nic! Niech pan nie zwraca na niego uwagi! — mówił szybko, ale spokojnie i pewnie. Tak samo spokojnie i z tym samym wyrazem twarzy, jaki miał wczoraj, kiedy przykładał do mojego czoła pistolet. — Swoją drogą... — dodał rozglądając się z wolna po klasie, tak samo jak rozglądał się po moim pokoju obchodząc mnie dookoła. — Widzę, że znowu nie chciało się panu prowadzić lekcji. Byłoby kiepsko, gdybym powiedział dyrektorce...

Kroniki Lost Waterfalls: W Połowie PustaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz