2.8. Wiśniowy kompot.

67 14 43
                                    

Od rana czułam ten okropny zapach wiśni, ponieważ mama postanowiła zrobić z nich kompot.

— Spróbuj — powiedziała nalewając mi trochę czerwonego napoju.

Niechętnie zrobiłam łyk. Kompot był obrzydliwie słodki.

— I jak?

— Jest dobry, ale chyba za dużo w nim cukru — powiedziałam.

— W takim razie troszkę go doprawimy.

Mama wyjęła z szafki worek pieprzu i wsypała do mojej szklanki trzy łyżki przyprawy. Gdy zamieszała napój napiłam się ponownie.

— Dalej za słodkie — powiedziałam.

— Aj, Alice, Alice... — westchnęła mama. — Po prostu nie możesz znieść słodyczy. To nie kompot jest za słodki, ale ty za gorzka.

Szklanka pękła w mojej dłoni a napój rozpryskał się na całą kuchnię. Wytarłam twarz z lepkiego płynu. Spojrzałam na swoje odbicie w kawałkach pobitego naczynia.

— Nawet szklanka nie wytrzymała już goryczy, której ty nie czułaś w ogóle — powiedziała Alicja ze szklanki.

Gwałtownie otworzyłam oczy. Byłam w moim pokoju, w moim łóżku, spałam pod kołdrą w stokrotki.

To był tylko sen.

Z trudem podniosłam się z łóżka. Było mi okropnie duszno, musiałam otworzyć okno.

Gdy jednak stanęłam przy nim zastałam za szybą zatrważający widok.

Na moim podwórku rósł wiśniowy sad. Był przeogromny, niezmierzony, bezkresny.

Zaczęłam płakać. Nie chcę wiśni w moim domu!

Otworzyłam okno i wyskoczyłam przez nie ma zewnątrz. Wylądowałam między drzewami. Namierzyłam wzrokiem opierającą się o płot siekierę i natychmiast wzięłam ją do rąk. Wściekle zaczęłam nią uderzać o jedno z drzew.

Muszę je ściąć, muszę je ściąć!

Słońce zachodziło, pień był twardy, a siekiera tępa. Nie poddawałam się jednak. Wiśnie były zarazą, zarazą, której za wszelką cenę musiałam pozbyć się z mojego domu!

W końcu, już w kompletnej ciemności zadałam drzewu ostateczny cios. Pień został przeciętny na wylot. Wiśnia zakołysała się i przechyliła w moją stronę.

Nie miałam czasu na ucieczkę, zostałam przygnieciona przez tą wielką ciężką masę kory i gałęzi. Zaczęłam płakać. To boli, tak bardzo boli! Czułam jak cały mój tułów się miażdży, jak kości się łamią, jak gorąca krew wypływa z każdej części mojego ciała, a poza tym czułam...

Uderzenie w głowę. 

Obudziłam się i ujrzałam stojącą nade mną panią od biologii, której zeszyt właśnie wybudził mnie z drzemki.

— A co to się w nocy robiło? — spytała. — Lekcja nie jest od spania.

Uśmiechnęłam się szeroko, co wywołało zaskoczenie na twarzy nauczycielki. 

— Dziękuję! — radośnie wręcz zaśpiewałam.

Jak dobrze, że ktoś mnie obudził.

Nauczycielka wróciła do prowadzenia lekcji, a ja zaczęłam przypisywać od Weroniki tą część notatki, którą przespałam.

— Okej, temat lekcji... — mówiłam do siebie. — Wpływ owoców na samopoczucie człowieka?

— To tyle jeśli chodzi o jabłka — usłyszałam głos nauczycielki. — Przejdźmy dalej, do wiśni. Czy wiecie, że wiśnie wspomagają pracę serca? Ponadto korzystnie wpływają na produkcję krwinek czerwonych.

Kroniki Lost Waterfalls: W Połowie PustaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz