6.2. Obojętność

55 9 1
                                    

— Chcę żebyśmy ustalili — powiedziała Freya przy kuchennym stole — przyłączymy się do niej, czy nie? To powinna być wspólna decyzja.

Wstałam z miejsca i wstawiłam wodę. Sięgnęłam do szafki po mój ulubiony kubek w stokrotki.

— Nie zapytasz rodziców? — od niechcenia wtrącił Oliwer. Odezwał się chyba jedynie dla zasady, widać było po nim, że rozmowa była mu głęboko obojętna.

— Przecież znasz ich poglądy. "Spokój dla pokoju".

— Powinniśmy dołączyć! — stwierdził Louis. — Ja i Oliwer, bo o was się martwię.

— Nie róbmy tego — poprosiłam, mając nadzieję, że w końcu utrzymam Louisa z dala od tego. — Louis, jeśli dołączysz, dowiem się o tym. Ja też to zrobię.

— Nie ma szans! — odparł Louis. — To niebezpieczne! Twoja moc na nic się zda, a Freya nie skrzywdziłaby muchy. Nie nadajecie się do wojny.

— Ty też nie — odparłam siadając przy stole. — Możesz myśleć, że zmienisz świat, że coś osiągniesz. Ale w rzeczywistości jesteś tylko dzieckiem. Wszyscy jesteśmy dziećmi, nie pasujemy tam.

Louis nie dawał mi się przekonać. Freya była oczywiście wyraźnie przeciwna. Ja także. A Oliwer był obojętny, więc obojętnie nie głosował na bycie chętnym. Ale to nie znaczy, że głosował na bycie przeciwnym. Pozostał obojętny, dlatego też (prawdopodobnie) obojętnie dołączy do Louisa, który był chętny.

Czajnik pisnął wydychając z siebie strumień wilgotnej pary. Ujęłam kubek w dłoń i podeszłam do czajnika. Trzymając za ucho kubka zalałam herbatę wodą. Czajnik był dziwnie ciężki ale jedyne co w nim się znajdowało to woda. Kubek także stawał się ciężki, gdy nagle ucho oderwało się od niego. Trzymałam je w dłoni i obserwowałam jak reszta leci na podłogę i rozbija się w drobny mak o kamienną posadzkę. Wrzątek polewa mi stopę. Syczę cicho z bólu ściskając w dłoni ostatnią rzecz która pozostała z mojego ulubionego kubka.

— Ojej — szepnęłam — stokrotki się stłukły.

Mój głos zwrócił uwagę pani od muzyki. 

— Och, jesteś już — powiedziała. — To wasza nowa koleżanka — zwróciła się do reszty członków szkolnego chóru. — Alicja Mróz z 58c, która umie grać na skrzypcach i zaraz wam coś zaprezentuje. Alu, możesz wejść na scenę.

— Proszę pani — powiedziałam zatrzymując się przed ciepłymi brązowymi schodami i niepewnie zerkając w dół, na ucho kubka w stokrotki — ja jednak nie chcę grać.

— Dlaczego? — nauczycielka była zaskoczona.

— Ostatnio zauważyłam, że nienawidzę skrzypiec — odparłam.

Nienawidzę skrzypiec, Utraconych Wodospadów, Sonaty, trzynastu książek i Karola Aristowy, z którym będę musiała niedługo zacząć współpracować.

— Alu, musisz wystąpić — powiedziała nauczycielka. — Publiczność czeka.

Zerknęłam w stronę widowni, która była kompletnie pusta.

— Przepraszam — powiedziałam. — Nie mam przy sobie dziś skrzypiec.

— Skrzypce? Przecież miałaś zaśpiewać.

— Przecież zawsze gram — odparłam. — Nie umiem śpiewać.

— A więc boisz się zmiany. Skrzypce czekają na scenie.

Weszłam na scenę i podniosłam ten przeklęty instrument ze stolika z obrusem w kratę. Ujęłam smyczek w dłoń, jednak nie wiedziałam, co chcę grać. Stałam zatem przed publicznością ze skrzypcami w dłoni przez kilkadziesiąt sekund, a potem ukłoniłam się. 

Rozległy się brawa, kurtyna opadła.



Kroniki Lost Waterfalls: W Połowie PustaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz