3.5. Nazwisko

44 14 14
                                    

Następnego dnia, gdy Freya nadal chorowała, Louis i Oliwer znowu zaczynali lekcje o późniejszej godzinie, a temperatura już od rana wynosiła ponad dwadzieścia pięć stopni Weronika wróciła do szkoły.

— Cześć — przywitałam się.

— Cześć — odpowiedziała.

W milczeniu weszłyśmy do szkoły, gdzie zgodnie ze scenariuszem, od razu wpadłyśmy na Elizę i Sylwię.

— Omg, omg! — odezwała się Sylwia. — W końcu w komplecie! Alicja, wszystko w porządku?

Poczułam, że się czerwienię, przypominając sobie wczorajszą akcję z występem na chórze.

— Nie mówcie nikomu, proszę — wydukałam.

— Co się stało? — spytała Werka.

— Nic takiego — uśmiechnęłam się szeroko. — Zwyczajnie zjadła mnie trema.

— Właśnie, Weronika — Sylwia sprawnie zmieniła temat. — Chcesz przygotować coś na festyn razem ze mną, Elizą i Agatą?

— Agatą? — powtórzyłam.

— Pasuje ci to imię — odparła Sylwia. — Taka ksywka. To co ty na to, Weronika?

— Chętnie — odpowiedziała blondynka. — Kiedy się spotkamy?

— Hmm... — Sylwia zamyśliła się. — Ja mogę choćby i dzisiaj, jeśli wam pasuje.

— Nie mam dziś czasu — westchnęła Eliza.

— Ale festyn jest pojutrze! — burknęła Sylwia. — Dziś lub jutro! Nie ma innej opcji! Znowu będziesz grać?!

— Nie, to nie to... — Eliza odwróciła wzrok. — Jadę dziś do lekarza.

— Jejku, nie znajdziesz nawet godzinki?! Doba ma aż dwadzieścia cztery.

Sylwia pomarudziła jeszcze chwilę, jednak w końcu dopuściła. Umówiłyśmy się na jutro.

*****

Wróciłam do domu późno, około siedemnastej. Freya była akurat w kuchni.

— Jak się czujesz? — spytałam.

— Jest lepiej — odpowiedziała. — Mieszanka z kwiatami jabłoni, podbiałem i cynamonem w wodzie księżycowej postawiła mnie na nogi!

— Reszty nie ma? — spytałam.

— Oliwer ma chyba dziś trening, a Louis jest u siebie.

— Rozumiem — odpowiedziałam wychodząc z kuchni.

Louis zapewne znowu się wymknie. W końcu to dziś jest spotkanie z Sonatą. On na pewno zechce do niej dołączyć. Ciekawe, czy Oliwer pójdzie razem z nim.

Jednak bez względu na wszystko, ja się tam nie wybieram.

Weszłam do swojego pokoju o niebieskich ścianach i padłam na chłodny materac. Rozluźniłam golf odsłaniając moją podwójną już ranę i wzięłam komórkę do ręki.

Co? Zaproszenie do znajomych od Karola Aristowy? To dziwne, w końcu rozmawialiśmy zaledwie dwa razy, nie byłam nawet na spotkaniu jego kółka.

Gładząc ranę na swej szyi zaakceptowałam zaproszenie.

******

Gdy następnego dnia szłam do szkoły usłyszałam głos za moimi plecami, a razem z głosem ktoś zakrył mi oczy:

Kroniki Lost Waterfalls: W Połowie PustaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz