4.3. Widzę przyszłość.

52 12 13
                                    

Freya położyła mi rękę na ramieniu. W milczeniu oczekiwała, aż udzielę jakichkolwiek wyjaśnień. Zegar na ścianie tykał nieznośnie w tej ciszy. Za oknem zahuczała sowa.

— Czy uwierzylibyście mi, gdybym powiedziała, że zginę za dwa tygodnie? — spytałam.

— O czym ty mówisz? — Freya cofnęła dłoń.

— Okej, kto ci groził, kogo mamy zniszczyć? — Louis momentalnie wstał z miejsca.

— Ktoś coś powiedział?! — Freya pobladła. — Z tego miasta? Dopiero dotarłaś. Czy chodzi o poprzednią szkołę?

— Z kim mamy walczyć? 

— Z Przeznaczeniem — odpowiedziałam.

Oboje się uspokoili. Przestali się denerwować, zamiast tego, zaciekawieni, zaczęli słuchać.

— Możecie mi nie wierzyć, ale powracam do tego miasta już po raz czwarty — wyznałam. — Zginęłam trzy razy. Za każdym razem, kiedy to się działo wracałam do tego punktu i zaczynałam jeszcze raz te dwa tygodnie swojego życia. Mam nawet dowód.

Rozluźniłam golf ukazując świeżo wzruszoną ranę na mojej szyi.

— Nic nie rozumiem — powiedziała Freya. — Jaki to dowód?

Przeszły mnie dreszcze.

— Przecież rana! Rana postrzałowa! Śmiertelna! Nie ma szans, że bez zamieszanej w to magii byłabym w stanie żyć z taką raną!

— Ale — odparła cicho Freya — na twojej szyi nie ma nawet zadrapania...

Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do lustra. Stanęłam przed nim łapiąc za jego ramę, gdyż czułam, że zaraz mogę zemdleć.

Nie wiem, czy bardziej bałabym się, gdyby rana istniała, czy gdyby jej nie było.

Jednak to nie ma znaczenia. Moje gardło nadal było zniszczone. Rozerwane na strzępy. Rana ciągle tam była! Dlaczego oni jej nie widzą?! Dlaczego tylko ja widzę krew, która się z niej wylewa, która spływa po mojej klatce piersiowej, która kapie na moje stopy i na podłogę?!

Ciemnoczerwona krew przyćmiła mi obraz. Wszystko zniknęło.

*****

Gdy się ocknęłam, leżałam na łóżku. Nade mną siedziała mama.

— Zemdlałam? — spytałam.

— Zasnęłaś — odparła. — Alice, wysypiałaś się odpowiednio w internacie? Teraz będę cię pilnować. Musisz spać, nawet jak masz ważny sprawdzian. Doprowadzenie się do stanu przemęczenia nie wyjdzie ci na dobre!

Przemęczona, co? Zaśmiałam się.

— Masz rację — powiedziałam. — Sen to najlepsze lekarstwo.

Do tego stopnia, że wolałabym się nie budzić. 

Wspomniałam mamie, że nadal jestem zmęczona. Poszła więc do siebie, a ja wróciłam do snu.

Czy Karol uwierzyłby mi, gdybym mu powiedziała o moich kilkukrotnych śmierciach? W końcu to wariat. Ale to dobrze, bo tylko wariat uwierzyłby w coś tak szalonego. Gdy otworzyłam oczy w tym innym świecie, który nie był Rzeczywistością, byłam jednak kompletnie sama, sama na pustej plaży porośniętej przez rzadkie kępki suchej trawy. Szłam wzdłuż morskiego brzegu szukając Karola, z którym dzieliłam już wiele snów. Słońce zdążyło już zajść. I wzejść. I znowu zajść.

I wzejść trzydzieści dwa razy.

Nie spotkałam go jednak. Słońce zaszło po raz trzydziesty trzeci.

Kroniki Lost Waterfalls: W Połowie PustaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz