5.7. Naprawdę go zabiłaś?

47 11 8
                                    

Wpatrzona w stary telewizor spokojnie podjadałam spalony na węgiel popcorn. 

— Prezydent został zamordowany.

Bębnili o tym na każdej stacji. A więc dzisiaj był dzień nieudanego festynu, protestów. Niedługo szkoła zostanie wysadzona. Tym bardziej muszę się ukrywać, nie mogę stąd wyjść. Muszę jakoś przeczekać do soboty.

Wzięłam do ust kolejny białobrązowy przysmak. Nigdy nie umiałam wyczuć, kiedy należy na czas wyłączyć mikrofalówkę.

— Osiemnasta dwadzieścia dziewięć — powiedziałam do siebie, po raz chyba tysięczny zerkając na zegarek.

— No, prawda, zupka po osiemnastej to fajna sprawa! — stwierdziła Sonata. 

Siedziała za mną, plecami do mnie. Zdjęła maskę i jadła zupę. Mogłabym się odwrócić, podejść do niej i podejrzeć jej twarz, jednak... z jej mocą superszybkości zapewne i tak uciekłaby.

— Naprawdę go zabiłaś? — spytałam.

— Niemożliwe! — wykrzyknęła brunetka nie kryjąc zachwytu. — Nawet ciebie udało się oszukać! To naprawdę genialne!

Odłożyłam popcorn i wzięłam ze stolika do kawy zdobioną w kwiaty miskę z zupą. Zamieszałam śmietanę łyżką. Kolor barszczu stawał się coraz bledszy. Mniej czerwony, mniej krwisty, bardziej różowy jak róże w altanie ze snu. Ale mieszałam dalej, aby był jeszcze bledszy. Jeszcze bledszy, jeszcze bledszy i jeszcze, i jeszcze, i jeszcze... 

— Naprawdę go zabiłaś? — spytałam.

— Przecież już ci mówiłam, że nie — odparła. — Próbują mnie wrobić! Ale cóż, ktokolwiek to zrobił, zabił tylko tą kukłę rządową. Nie zdziwię się jeśli rząd sam poświęcił swoją marionetkę, aby wywołać zamieszanie.

Sonata miała trzy twarze.

— Naprawdę go zabiłaś? — spytałam.

— Naprawdę go zabiłaś? — odpowiedziała.

— Naprawdę go zabiłaś? — próbowałam postawić na swoim.

— Naprawdę go zabiłaś? — Sonata także chciała mieć ostatnie słowo.

— Naprawdę go zabiłaś?

— Naprawdę go zabiłaś?

— Naprawdę go zabiłaś?

Kto miał ostatnie słowo? Nie wiem. Uświadomiłam sobie, że byłam w tym pokoju kompletnie sama.

Światło zgasło. Nastała cisza, którą nagle przerwał mrożący krew w żyłach dzwonek sygnału w telefonie. Moja komórka była wyłączona. Dlaczego zatem dzwoniła?

Po omacku podeszłam do leżącego na stole telefonu i wzięłam go do drżących rąk. Odebrałam.

— Jak się czujesz? — usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.

— Nie czuję — odparłam. — Kim jesteś?

Jego głos brzmiał znajomo. Ciepło. Wzbudzał zaufanie.

— A ty? Kim ty jesteś?

— Dlaczego dzwonisz do mnie, mimo że nie wiesz, kim jestem?

Głos nie odpowiadał. Po chwili zapytał ponownie:

— Kim jesteś?

Kroniki Lost Waterfalls: W Połowie PustaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz