4.6. False

71 13 1
                                    

Ściskając w dłoni eliksir podarowany mi przez Freyę otworzyłam ciemnoczerwone drzwi i weszłam do lokalu o nazwie "Kiełek".

Na scenie wampir w czarnym fraku grał na fortepianie. Przy barze kilku elegantów w garniturach dyskutowało albo o wahaniach cen krwi, albo o totalnie normalnych, ,,ludzkich" rzeczach. Niewiele osób tańczyło, być może pora była na to zbyt wczesna. Jednak wielu siedziało przy stołach. Postacie w kolorowych, karnawałowych maskach, a także zwykłych, czarnych, przykrywającą całą twarz. Kilka osób miało po prostu ciemne okulary i kaptury. Inni nałożyli maseczki na usta i nosy.

W lokalu były tłumy. Zapewne zaciekawiło ich zaproszenie Sonaty. Stanęłam nieopodal wejścia, przy ścianie i tam przeczekałam wystąpienie major.

— Nie sądzicie, że to niesprawiedliwe? — mówiła. Jej przemówienie zaczynało mnie już nudzić, słuchałam go bowiem już trzeci raz. — Zostaliśmy zepchnięci na margines społeczny. Właściwie, to nie mamy żadnych praw, musimy żyć w wiecznym strachu. Jak długo zamierzamy udawać, że nas to nie rusza, że nic się nie dzieje, że akceptujemy ten los?!

Po pomieszczeniu ostatnie słowo rozniosło się echem. Major Sonata zamilkła na moment, aby dać tym słowom wybrzmieć.

Ziewnęłam. Byłam niewidzialna, więc mogłam to zrobić nie narażając się na odebranie tego jako lekceważenie jej osoby.

— Dzisiaj stajemy przed wyborem: walczyć o lepsze jutro, czy zginąć w cieniu. — ciągnęła dziewczyna w masce clowna. — Ja już podjęłam decyzję. Nie poddam się bez walki!

Gdy Sonata wypowiedziała ostatnie słowa energicznie podniosła lewą dłoń, w której trzymała mikrofon w górę. Oklaski rozległy się niemal natychmiast. Major w milczeniu stała na scenie oświetlona lampą sceniczną, a jej cień sprawiał wrażenie pochłaniania wszystkiego i wszystkich.

Dziewczyna ogłosiła, że osoby, które chcą dołączyć do grupy zaprasza pojedynczo na zaplecze baru na krótki wywiad i ustalenie sposobu kontaktu. Ze dwie osoby opuściły bar. Kilka pozostało przy stołach, a część już ustawiła się w kolejkę. Major Sonata, skrywając emocje pod uśmiechniętą klaunową maską, udała się na zaplecze, a ja — razem z nią.

Major Sonata usiadła po turecku na czerwonej kanapie obok stosu porozrzucanych kartek i zaprosiła pierwszą osobę. Zaczynała tłumaczenie: "Działamy pokojowo, naszym celem jest zniszczenie POPP bla bla bla". Potem pytała o moc osoby i czasami demonstrowała swoją własną. Następnie wręczała telefon i prosiła o podanie pseudonimu.

Czas dłużył mi się okropnie. Stałam za kanapą, tuż za plecami Sonaty i obserwowałam wchodzące osoby tylko po to, aby czuć zawiedzenie, gdy byli co najmniej o głowę lub dwie niżsi od Louisa. Jeden wysoki chłopak dał mi nadzieję, jednak okazało się, że jego mocą jest wykrywanie kłamstw, nie zaś teleportacja czy oszukiwanie wzroku.

Louis ma dwie moce. W sumie, zastanawiam się, którą zdradzi Sonacie. Ciekawe, czy ujawni obie? Jest głupi, ale nie naiwny. Jestem prawie pewna, że nie odsłoni przed obcą osobą wszystkich swoich kart. 

Obstawiam, że powie jej o oszukiwaniu wzroku. Nie lubi jak wyręczamy się nim prosząc, aby teleportował się szybko po coś do sklepu, do dziadków, czy do Francji po tamtejsze bagietki. Z lenistwa zapewne zdradzi jej więc swoją mniej użyteczną moc.

Minęły kolejne cztery przesłuchania. Nogi zaczęły mi drętwieć, zaczęłam więc dyskretnie ruszać najpierw jedną, potem drugą stopą. A może sobie usiąść? Nie, na kanapie nie usiądę. Obok Sonaty ona mnie zauważy, zresztą, obok kandydata tym bardziej.

Kolejne pięć osób. Same krasnale. Zakręciło mi się w nosie. Cholera, zaraz kichnę.

Skuliłam się za kanapą i chowając głowę w kolanach złapałam się za nos próbując wstrzymać kichnięcie.

Nie udało się. 

Kichnęłam cicho.

Na szczęście, dźwięk ten zagłuszył głos kandydatki, której mocą było zatrzymywanie czasu. Sonata nie kryła zachwytu nad tą mocą. Powiedziała, że będzie bardzo przydatna.

Wychyliłam się zza kanapy. Sonata poprosiła kolejną osobę. Stanęłam na nogach i rozpromieniałam widząc, że nowoprzybyła osoba jest wysoka.

— Więc tak — Sonata kontynuowała mówienie "wierszyka". — Zacznijmy od tego, że chciałabym działać pokojowo, jak tylko to możliwe. Nie chcemy przestraszyć ludzi, chcemy zaś przekonać ich, że jesteśmy niegroźni bla bla bla.

Eliksir musi mieć kontakt ze skórą. Ten chłopak ma na sobie kominiarkę, okulary i bluzę z kapturem.

Na palcach podeszłam do kandydata. 

Dłonie. Jego dłonie są odsłonięte. 

— Wchodzisz w to?

— Tak.

Głos kandydata brzmiał obco, jednak nawet jeśli to Louis, nie byłoby w tym nic dziwnego. Użycie eliksiru zmieniające głos przed takim spotkaniem jest dość logiczne i rozsądne. Nawet głupi by na to wpadł.

— Witamy w zespole. Jest nas już dwudziestu ośmiu. Weź jeden z telefonów, będzie to sposób kontaktu.

Potencjalny Louis zaczął przyglądać się telefonom na stole. Sonata kontynuowała:

— Jakim pseudonimem chcesz się posługiwać? — spytała.

Chłopak zastanowił się i wybrał telefon.

— False — odpowiedział.

Major Sonata zapisała numer telefonu z pseudonimem.

— Nie będę pytać o twoje dane osobiste, ale chcę wiedzieć jakim potworem jesteś oraz jaką mocą się posługujesz. W dodatku, potrzebny mi twój wiek.

— Jasne — odpowiedział pewnie. — Jestem czarodziejem — Sonata notowała — lat osiemnaście.

Wiek się zgadza.

— A moc jakiej używasz?

Ostrożnie otworzyłam buteleczkę.

— Potrafię oszukać wzrok innych osób. Moc kłamania.

To on. To Louis!!!

— O, całkiem przydatne — dziewczyna dalej notowała. — Dobrze, dzięki. Oczywiście, sekret za sekret. Ja jestem wróżką, mam moc superszybkości...

Przechyliłam butelkę do góry dnem nad dłoniami Louisa. Chłopak momentalnie, zaskoczony podniósł się z miejsca. Rzuciłam się do biegu.

— Co się stało? — Sonata panikowała.

— Ktoś tu jest — Louis wstał i od razu skierował się w stronę drzwi, zapewne aby je zamknąć. 

Byłam jednak szybsza. Wybiegłam na korytarz. Louis słyszał moje kroki, słyszał jak biegłam. Wyjrzał za mną, ale nie mógł zrobić nic więcej. W końcu przecież mnie nie widział!

Dopiero stając na końcu kolejki uświadomiłam sobie, jak bardzo nieprzemyślany był mój plan. Jak niby dołączę teraz do Sonaty, jeśli ciągle jestem niewidzialna? Wyda się, że to ja byłam niewidzialną osobą, która podsłuchiwała jej wywiady.

Jutro? Pojutrze? Kiedy będzie kolejne spotkanie?

O, już wiem. Wystarczy ładnie poprosić Louisa, aby oddał mi telefon od major. Wtedy sama do niej zadzwonię. 

Nie odmówi ładnej prośby. W końcu będzie to rozkaz.

Kroniki Lost Waterfalls: W Połowie PustaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz