6. Gdzie zaczyna się Rzeczywistość?

108 18 35
                                    

Nadszedł kolejny dzień. Dzień mojego występu przed chórem. 

Idąc (nadal samotnie) do szkoły niosłam na ramionach pokrowiec ze skrzypcami. Napisałam do Weroniki o całej sytuacji i zaproponowałam, aby również dołączyła do zespołu, ale odpisała tylko, ,,Nie mogę, w środę mam hiszpański" a potem dodała, że trzyma kciuki. Do diabła! Naprawdę, chciałabym, żeby tu ze mną była.

Wchodząc do szkoły prawie zderzyłam się z osobą, która właśnie z niej wybiegała. Była to drobna białowłosa dziewczyna w czarnej zwiewnej sukience. Nie patrząc przed siebie ciągnęła za rękę Karola ,,Karusia" Aristowę.

— Klara! — krzyknął chłopak. — Weź zwolnij!

— To ty przyspiesz! — odpowiedziała dziewczyna.

— Nie ma szans! — odpowiedział czerwonowłosy puszczając dłoń dziewczyny. — Zaraz do ciebie dołączę, daj mi chwilę odpocząć...

Białowłosa najwyraźniej nawet nie zamierzała na niego czekać i popędziła się w stronę boiska szkolnego. 

Karol chyba dopiero teraz mnie zauważył. Uśmiechnął się.

— O, to ty jesteś tą panią o niezwykłych zdolnościach — powiedział ironicznie. — A to co? — próbował zajrzeć za moje plecy. — Skrzypce? Chyba tak. Okej, spróbujmy znowu. Ile palców pokazuje? 

Pokazał dwa. Milczałam.

— Masz mnie teraz za wariata? — spytał wesoło.

— Trochę — odpowiedziałam. — Zadajesz dziwne pytania i prowadzisz jakieś monologi.

Bo przecież, skoro nie mam ochoty z nim rozmawiać, to to, co teraz ma miejsce, można nazwać co najwyżej jego monologiem.

— Monologi... — powtórzył chłopak, po czym prychnął krótkim śmiechem. — No tak. A więc jednak nie jesteś AŻ TAK niezwykła — dodał zerkając w stronę białowłosej, która siedziała już na ławce na szkolnym dziedzińcu. 

Rozumiem. To ona jest AŻ TAK niezwykła, cokolwiek to znaczy. Ja jednak, z punktu widzenia tego wariata, nie dorównuje jej w tej kategorii.

Jednak, nie widzę w tym nic złego. Chyba lepiej, żeby świr, który podczas pierwszego spotkania z nowopoznaną osobą skacze na jednej nodze i próbuje jej wcisnąć kit, że na jego pustej dłoni leży jej telefon, nie miał mnie za osobę niezwykłą.

Nie odpowiedziałam ani słowa, tylko mijając tego niezwykłego świra weszłam do szkoły. 

*****

Lekcje minęły mi w nieopisywalnym stresie. To fakt, już nieraz występowałam przed większą publicznością, ale mimo to towarzyszył mi ogromny strach. Dlatego, że jestem tu obca? Że to pierwszy raz w tej szkole? Że nie ma tu Weroniki? Że wstałam z łóżka lewą nogą? Nie wiem. 

Nadeszła 7 lekcja. Poszłam do szafki, w której zostawiłam wcześniej skrzypce, wzięłam je i udałam się na aulę, gdzie odbywały się zajęcia szkolnego chóru. W pomieszczeniu zastałam tłum. Kiedy przeszłam przez drzwi wszyscy odwrócili się w moją stronę. Zwykle w takiej sytuacji wyprostowałabym się, przeczesałabym ręką włosy i z uśmiechem na ustach zaczęła występ. Ale nie dziś, nie w tym strachu, nie w tej szkole, nie w tym stresie.

Coś było nie tak. Jakieś złe przeczucie napawało mnie niepokojem.

Zauważyłam w tłumie Sylwię i Elizę, ale ich obecność nie zastępowała mi braku Weroniki. Strach nie zniknął.

— O, jesteś. To wasza nowa koleżanka — oznajmiła nauczycielka, gdy tylko mnie zauważyła. — Alicja Mróz z 2c, która umie grać na skrzypcach i zaraz wam coś zaprezentuje. Alu, możesz wejść na scenę.

Kroniki Lost Waterfalls: W Połowie PustaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz