8.5. Naprawdę, przepyszny.

77 16 17
                                    

— Alice! Alice! — usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam Weronikę uśmiechniętą od ucha do ucha.

— Co jest? — spytałam momentalnie sama się uśmiechając. Z jakiegoś powodu Weronika właśnie się rozchmurzyła. Po raz pierwszy od tygodnia widzę ją szczerze uśmiechnięta. Ciekawe zatem, co jest powodem jej radości?

— W naszej szkole jest klub zjawisk nadprzyrodzonych i klub łowców potworów! Do którego dołączamy?

Opadła mi szczęka.

— Yyy... Żadnego? — uśmiechnęłam się nerwowo.

Przecież już raz odmówiłam, gdy jedna dziewczyna próbowała nas do tego nakłonić.

Werka tak poważnie? To lamerskie. Nie staniemy się popularne bawiąc się w szukanie duchów w szkolnej bibliotece.

— Błędna odpowiedź! — odparła Weronika, ciągle wesoło. — Mam propozycję: zapiszę się na chór, jeśli dołączysz ze mną do któregoś z tych kółek.

Nie podoba mi się żadne z nich. Po pierwsze — to głupie. Po drugie — niebezpieczne. W końcu sama jestem potworem. Ale dziś Weronika w końcu się uśmiechnęła...

Jeśli istnieje jakikolwiek sposób, żeby utrzymać ten jej dobry nastrój, wykorzystam go bez wahania.

— Zgoda — odpowiedziałam wymuszając na twarzy uśmiech, który wyglądał bardziej jak dziwny grymas. — Wolę klub zjawisk nadprzyrodzonych.

— Świetnie! Spotkanie jest jutro o 15 w sali od biolci.

— Od biolci?

— Podobno jest ich mało w tym klubie, ale dogadali się z panią od biologii. Dzięki niej w ogóle funkcjonują jako kółko, inaczej dawno byliby rozwiązani.

Czy współczesna biologia nie wyklucza istnienia potworów? Większość ludzi wierzy w ich istnienie, ale zdania naukowców są podzielone. Oni nie uwierzą, dopóki nie doświadczą. Zatem kółko badaczy zjawisk nadprzyrodzonych stacjonujące w sali biologicznej brzmi po prostu ironicznie.

— Ilu ich jest? — spytałam.

— Nie wiem dokładnie, ale na bank mniej niż piątka.

W tym momencie zadzwonił dzwonek. Wzruszyłam ramionami i razem z Weroniką weszłam do klasy.

*****


O godzinie dziewiątej dostałam SMS-a od Major Sonaty. Miała dla mnie kolejną misję — podłożenie podsłuchu w domu Ani Grochowskiej.

Powiedziała, że owy podsłuch zostawiła na parapecie od zewnętrznej strony okna w damskiej toalecie na trzecim piętrze, do której (jak wie każdy uczeń i absolwent) praktycznie nikt nie zagląda.

Udałam się tam od razu. Sięgnęłam ręką za okno zabezpieczone kratami z powodu (jak mówią stare szkolne legendy) samobójstwa jednej z uczennic i znalazłam pustą paczkę po chipsach o smaku paprykowym.

W środku znajdował się podsłuch. Właściwie, nie nazwałabym go podsłuchem.

Był to właściwie dron, jednak nie dostałam pilota. 
Zapewne ma go Sonata.

Pluskwa, która może latać. Naprawdę, wygodne. Szkoda tylko, że jest przez to dość spora.

Reszta lekcji minęła bardzo szybko. Wyszłam ze szkoły razem z Weroniką, jednak nie mogłyśmy razem wracać, gdyż mieszkamy w dwóch przeciwnych częściach miasta.

A przynajmniej tak się wydawało Weronice, bowiem tego dnia nie wróciłam prosto do domu.

— Do jutra! — pożegnałam się.

Kroniki Lost Waterfalls: W Połowie PustaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz