Rozdział 8

7K 186 54
                                    


Nie znalazłam go. Szukałam wszędzie, ale nie było go na żadnych mediach społecznościowych, nawet na Facebooku! Był jak duch, który ulotnił się w powietrzu. Cała ta sytuacja sprawiła, że poczułam się trochę przygnębiona myślą, że zobaczę go dopiero za miesiąc, a właściwie za dwa tygodnie. Przez ten ostatni pieprzony tydzień próbowałam go znaleźć wszędzie, pytając każdego, kto mógłby mieć jakiekolwiek pojęcie.

W końcu postanowiłam, że potrzebuję zmiany. Zdecydowałam się pójść do baru na drugim końcu Seattle. Nie pytajcie mnie dlaczego. Kiedy weszłam do środka, odczułam ulgę, widząc, że mam na sobie proste dżinsy i białą koszulę. Nikt tutaj nie był ubrany zbyt elegancko - ani sukienki, ani garnitury - co sprawiło, że atmosfera była naprawdę przyjemna i swobodna.

Zamówiłam colę z lodem, nawet nie wiedząc, dlaczego przyszedłam do baru, ani dlaczego wybrałam akurat tę bezalkoholową opcję. Zazwyczaj nie jestem abstynentką, ale dzisiaj wydawało mi się, że muszę jakoś przetransportować się do domu. Odwróciłam się w stronę sceny, zastanawiając się, co przyniesie mi ten wieczór.

— Hej wszystkim, nazywam się Robert Jones i mam zamiar zaśpiewać oraz zagrać dla was "Cherry Wine" by Hozier" — powiedział mężczyzna, kiedy wstał przed publicznością. Wszyscy zaczęli bić brawo, a ja dołączyłam do tej oklaskowej burzy. Wyczekiwałam z niecierpliwością, kiedy przygotuje się do występu i zacznie grać. Po chwili ciszy, kiedy wszyscy skupili się na nim, zaczął delikatnie trąbić w struny. — To nie było to. — rzucił po chwili, wywołując salwę śmiechu wśród widowni.

Jego głos był naprawdę piękny, miękki jak na mężczyznę. Wszyscy patrzyli na niego z zachwytem. Wzbudzając jeszcze większe emocje wśród słuchaczy. Jego interpretacja utworu była zarówno głęboka, jak i piękna, pozostawiająca w naszej pamięci ślad nasycony nutami tajemniczości i melancholii. Nigdy nie sądziłam, że usłyszę jak mężczyzna śpiewa i że faktycznie będzie mi się to podobało i sprawiało przyjemność.

Kiedy skończył, wszyscy zaczęli klaskać i wstać. Ja również uniosłam się z krzesła, poruszona jego wykonaniem. To było naprawdę niesamowite. Słyszałam, jak ktoś z tłumu gwizdał, co tylko dodatkowo rozbudziło moje emocje. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na moich ustach.

Mężczyzna położył delikatnie dłoń na piersi, tam gdzie znajdowało się jego serce, i z wdziękiem się ukłonił, wyrażając dzięki za owacje. Następnie z gracją się oddalił. Ja odwróciłam się w kierunku baru, sięgając po moją colę, której smak teraz wydawał mi się jeszcze bardziej orzeźwiający po tej poruszającej chwili.

— Witam wszystkich, nazywam się Alexander Torricelli, i mam zamiar zaśpiewać oraz zagrać na mojej gitarze dla Was piosenkę Kodaline; 'All I Want' — oznajmił, a ja nagle poczułam, jak czas zwalnia swoje kroki.

Wstrzymałam oddech, bojąc się nawet ruszyć. Jednak w końcu musiałam się obrócić. Tam siedział, Alex, przed wszystkimi, skupiony na przygotowaniach do śpiewania. Nie mogłam oderwać wzroku od jego postaci, która emanowała pewnym rodzajem magicznej energii.

— All I want is nothing more.
To hear you knocking at my door. Cause if I could see your face once more. I could die a happy man I'm sure

Śpiewał, a jego głos wypełniał przestrzeń, sprawiając, że chwile stawały się magiczne. Patrzyłam na niego, zauważając, że jest jeszcze piękniejszy niż chłopak przed nim. Siedział tam, skupiony na grze i śpiewie, jego spojrzenie zaś skierowane na struny gitary. Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.

SILENT  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz